środa, 20 lipca 2016
10.000 WYŚWIETLEŃ !!!
Właśnie postanowiłam wejść na bloggera po jakiś 3 miesiącach nieobecności i co widzę? Ponad 10.000 wyświetleń! Jesteście niesamowici. Wsparcie jakie mi okazujecie jest nie do opisania. Bardzo wam dziękuję! Swoją przygodę z bloggerem już zakończyłam i jeżeli macie ochotę poczytać coś jeszcze, mojego autorstwa, możecie znaleźć mnie na Wattpadzie pod nickiem @luvmyherondale. Co jeszcze? Kocham was wszystkich i każdego z osobna! BIG LOVE FOR YOU!!! <3 <3
niedziela, 1 lutego 2015
NOWE OPOWIADANIE :)
Nie to nie informacja o drugiej części:) Aczkolwiek cały czas się zastanawiam nad jej napisaniem. Dziś przychodzę z wiadomością o drugim blogu! Jeeej!:D nazywa się Love me like you do (Tak jak ta piosenka Ellie Goulding, w końcu to dzięki niej wpadłam na pomysł napisania tej historii;) Tak więc zapraszam do czytania, komentowania, dodawania do obserwowanych i tak dalej. O to krótkie streszczenie akcji:)
"Emma miała normalne życie do czasu gdy jej ojciec postanowił zniszczyć ich rodzinę. Dziewczyna wraz z matką przenoszą się do zachodniego Dublinu gdzie zaczynają nowe życie. Rok później matka Emmy umiera na raka a dziewczyna jest zmuszona wrócić do Stanów. Tam poznaje Luke'a i zaczyna inaczej patrzeć na świat. Czy kiedykolwiek pogodzi się ze stratą?"
Mam nadzieję, że wam się spodoba równie mocno jak IYDK:)
"Emma miała normalne życie do czasu gdy jej ojciec postanowił zniszczyć ich rodzinę. Dziewczyna wraz z matką przenoszą się do zachodniego Dublinu gdzie zaczynają nowe życie. Rok później matka Emmy umiera na raka a dziewczyna jest zmuszona wrócić do Stanów. Tam poznaje Luke'a i zaczyna inaczej patrzeć na świat. Czy kiedykolwiek pogodzi się ze stratą?"
Mam nadzieję, że wam się spodoba równie mocno jak IYDK:)
Do zobaczenia :*
sobota, 3 stycznia 2015
Epilog
Proszę, przeczytaj notkę ode mnie pod koniec rozdziału:)
Epilog (KLIK)
6 lat później
- Dziękujemy Sydney. Miło znów być w domu! Widzimy się
wkrótce!- chłopaki zeszli ze sceny a ja poczułam na ramieniu dłoń ochroniarza.
Zaprowadził mnie do garderoby, gdzie chłopaki już opijali koniec trasy. Gdy
tylko mnie zobaczyli, już zaproponowali mi bym napiła się z nimi. Wtedy
poczułam rękę Luke’a na swojej talii.
- Nie może- chłopaki zarechotali i wcisnęli mi do ręki piwo.
Odstawiłam je na szafkę i mocniej wtuliłam się w blondyna.
- Ej no co jest? Będziesz abstynentką? Nie tego cie uczyłem-
zażartował Michael
- Naprawdę nie mogę
- Czemu?- zapytał Ashton.
Wtedy Luke pogłaskał mnie po brzuchu.
- Ja pierdole! Czemu nie powiedzieliście?- ryknął Michael.
Zaśmialiśmy się
- Mieliśmy zamiar wam jutro powiedzieć- odparł Luke.
- Jasne jasne tak się tylko mówi- burknął Calum.
- Jak dacie na imię? – spojrzeliśmy na siebie z Lukiem i
odparliśmy
- Alison- Michael słysząc to imię rzucił się na nas z
zaszklonymi oczami.
- Dziękuję- wyszeptał- Alison by się ucieszyła- nawet nie
zorientowałam się kiedy dołączyli do nas Ash z Calem. Staliśmy tak w piątkę…
przepraszam szóstkę i tuliliśmy się wzajemnie się wspierając. Wciąż było nam
trudno mówić o blondynce. Alison opuściła nas kilka godzin po tym jak
pogodziliśmy się z Lukiem. Byliśmy przy niej podczas gdy ta zasypiała. Już
więcej jej oczy się nie otworzyły. Michael całkowicie się załamał po jej
śmierci, schudł, ciągle oglądał jej zdjęcia na telefonie i odtwarzał filmiki w
których występowała. Nie chciał po prostu dać jej odejść. I w pełni go
rozumiem. Gdyby nie Luke sama bym się tak zachowywała.
- Na pewno będzie tak przepiękna jak ciocia- oznajmiłam
pociągając nosem
- Byle tylko nie była taka upierdliwa jak Ali- rzucił Ashton
- Gdyby to usłyszała już byś nie słodził syna- zaśmiał się
Luke- Lecz gdyby nie była uparta, nigdy bym nie zyskał tego ci jest dla mnie
najważniejsze- spojrzał na mnie.
- A ja bym przegapiła najpiękniejszą rzecz jaką jest
prawdziwa miłość- dodałam- Dziękuję Ali. Spoczywaj w pokoju, słońce…
------------------------------------------------------------------------------------------------
No i w ten oto piękny sposób kończymy If you don't know. Nawet nie wiecie jak ciężko jest mi się pożegnać z tą historią. Te opowiadanie było częścią mnie, moją skradzioną połową. Jak napisałam w komentarzu pod poprzednim postem planuję napisać drugą część. Niestety jednak stwierdziłam, że lepiej zostawić tą historię taką jaką jest. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Prosiłabym aby każdy kto to przeczyta zostawił nawet najkrótszy komentarz. Chcę zobaczyć ile nas jest:):)
Na dzień dzisiejszy ten blog liczy:
6549 Wyświetleń
107 Komentarzy
8 Obserwatorów
BARDZO WAM ZA TO DZIĘKUJĘ!
Gdyby nie wy nie odniosłabym takie sukcesu. Jesteście niesamowici.
Zapraszam Was serdecznie na mój drugi blog o 5SOS
ORAZ:
Opowiadanie o Ryanie Fletcherze z zespołu Lawson na Wattpad
Dziękuję i żegnajcie!
niedziela, 28 grudnia 2014
Rozdział 15 "Każda historia ma swój koniec"
PROSZĘ PRZECZYTAJ KRÓTKĄ NOTKĘ ODE MNIE POD ROZDZIAŁEM:)
KLIK
KLIK
Pół roku później:
- Zgadnij kto- usłyszała
przy uchu. Uśmiechnęłam się zdejmując dobrze znajome dłonie z oczu.
- Spóźniłeś się- oznajmiła. Brunet cmoknął mnie w czoło po
czym zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Przepraszam. Zagadałem się z Deanem- odparł machając na
kelnera- Długo czekałaś?
- 10 minut- odrzekłam, upijając łyk kawy
- Co u Alison? Jak się czuje?
- Dziś jest lepiej ale lekarze mówią, że to już długo nie
potrwa. Nie wiadomo czy dociągnie do końca tego tygodnia- wydusiłam, czując
narastającą gulę w gardle.
- Przykro mi- chłopak złapał mnie za dłoń
- To nie twoja wina, Dan- powiedziałam cicho.
- Mam pomysł. Do końca tego dnia nie będziemy się niczym
martwić. Przez te kilka godzin będziemy tylko my we dwójkę. Co ty na to?-
zaproponował uśmiechając się delikatnie
***
- Przyznaję to był świetny pomysł- odezwałam się
przyglądając się zachodzącemu słońcu.
- Dzięki- odparł chłopak- Musimy częściej robić takie
wypady- dodał
- Zdecydowanie się z tobą zgadzam – poparłam. W tym momencie
zabrzmiał dzwonek mojej komórki. Wygrzebałam ja w torby i bardzo się zdziwiłam
gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię osoby o której istnieniu już zapomniałam
- Luke
- Nadine. Dasz radę przyjechać do szpitala w 10 minut?-
zapytał przejęty. Uniosłam się koca.
- Co się stało? Coś z Alison?
- Tak. Przyjedź jak najszybciej proszę cię- rozłączył się a
ja momentalnie zerwałam się do biegu zostawiając za sobą zdezorientowanego
Daniela. Szpital od parku dzieliło jedynie 6 przecznic więc nie potrzebowałam
całych 10 minut. Wystarczyły mi 3. Wpadłam do szpitala i automatycznie
pobiegłam do sali w której leżała blondynka. Tam zastałam samą dziewczynę i
blondyna, u którego ciężko było zauważyć jakiekolwiek reakcje.
- Co jest? Pogarsza Ci się? Zawołaliście lekarza?- rzucałam
kolejne pytania.
- Uspokój się Di. Lekarz już nic nie zdziała. Chce z wami
porozmawiać. Proszę usiądźcie- posłusznie usiedliśmy po dwóch stronach łóżka-
Co jest? Dlaczego ja jeszcze nie widzę was szaleńczo zakochanych w sobie?
Dlaczego nie rozumiecie, że jesteście dla siebie stworzeni
- Ali. Mam chłopaka- wtrąciłam
- Którego nie kochasz.
Jeszcze kilka tygodni temu mi mówiłaś, zę czujesz się winna przez tą
ucieczkę w zimę z Australii i chciałbyś jakoś przeprosić Luke’a- nie
odpowiedziałam. Blondynka spojrzała na Australijczyka
- A ty? Na co czekasz? Michael mi powiedział co do niej
czujesz, więc do cholery chwyć ją w swoje kościste ramiona i pocałuj ją tak by
dostała 10 orgazmów albo ci nakopię do dupy. Bo mam dość już patrzeć na to jak
marnujecie swoje uczucia na kimś innym- blondyn spojrzał na mnie, smutnymi
oczami.
- Nie rozumiesz- zaczęłam ale dziewczyna mi przerwała
- Nie to ty Nadine nie rozumiesz. Nie rozumiesz, że jeżeli
będziesz odtrącisz od siebie Luke’a to stracisz największe szczęście jakie
kiedykolwiek byś mogła mieć. A ja nie mogę na to pozwolić. Spójrz na niego-
posłusznie wykonałam polecenie- Czy to nie on wywołuje uśmiech na twojej
twarzy? Czy nie on zarywał nocki dla ciebie? A Daniel? Danielowi ciężko znaleźć
dla ciebie chociaż trochę czasu. Więc dla mnie odpowiedz jest jasna.
- To ja może poczekam przed salą. Pewnie chcecie być same-
wtrącił chłopak, kierując się w stronę drzwi.
- Nie, czekaj. Alison ma rację- wstałam z łóżka. Podeszłam
do niego- Przepraszam. Przepraszam cię za… za wiele rzeczy ale głównie to za
to, że Cię odtrąciłam jak starą zabawkę i za to że uciekłam z Australii. Możesz
mnie nienawidzić, należy mi się- blondyn westchnął przybliżając się i chwytając
moją twarz w obie dłonie
- Nie mógłbym Cię nienawidzić. Za bardzo mi na tobie zależy
bym mógł to zrobić - powiedział po czym musnął swoimi wargami, moje- Kocham Cię
Nadine Archer
- A ja ciebie Luke’u Hemmings’ie- wtuliłam się w jego klatkę
czując się w końcu spokojna. Od tego momentu będziemy wszelkie trudy pokonywać
razem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Nawet nie wiecie jak ciężko jest mi się pożegnać z Alison. Była pozytywną bohaterką. Również doszliśmy do końca tego opowiadania (na dniach pojawi się epilog). Prosze zostawcie pod tą notką chociaż króciuteńki komentarz. To wiele dla mnie znaczy. Mam do was też wielką prośbę. Jaką polecilibyście piosenkę do epilogu? Kompletnie nie mam pojęcia jaką piosenkę tam wcisnąć.
Dziękuję za wszystko :)
Wasza Dariaa.a ;*
+ Zapraszam na mojego drugiego bloga http://ready-for-love.blogspot.com
Kocham Was <3
wtorek, 23 grudnia 2014
Rozdział 14 "Przepraszam"
- Cześć Luke- przywitał się zaspany chłopak- O witaj Nadine.
Nie spodziewałem się was tu. Nie mieliście przypadkiem jakiegoś grilla?-
zapytał
- Mieliśmy- Luke spojrzał na mnie- Możemy wejść?- zwrócił
się do Clifforda. Ten tylko przesunął się w drzwiach byśmy mogli go minąć.
Rozejrzałam się po wnętrzu. Niedługi korytarz był pokryty w odcieniach brązu i
zielonego, a na podłodze leżały ciemne panele.
- Więc co się stało?- zapytał, idąc za nami.
- Alison ma raka- oznajmiłam, walcząc z tym by znów się nie
rozpłakać. Mina Michaela uległa zmianie. Przestał się uśmiechać a przez jego
twarz wykrzywił ból.
- Więc już wiecie- westchnął- Nie chcieliśmy was tym martwić
- Martwić?- zadrwiłam- Michael, ona jest moją przyjaciółką!
Jak mogłeś mi nie powiedzieć
- Alison mi zakazała. Stwierdziła, że chce pooglądać was
szczęśliwych choć przez moment, kiedy się nie kłócicie albo nie odzywacie się
do siebie- spojrzałam na Luke, który w tym samym momencie przeniósł swój wzrok
na mnie.
- Jak to przez moment? Co to ma znaczyć?- tym razem ubiegł
mnie Luke
- Ma 20 % szans na przeżycie. Przepraszam, że wam nie
powiedziałem- poinformował chłopak. Wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić w
kółko.
- Wracam jutro do Londynu. Możecie jechać albo ze mną albo
zostać. Muszę się znaleźć jak najszybciej przy niej
- Nic tym nie zdziałasz, Nadine
- Zdziałam bardzo wiele. Będzie miała we mnie oparcie i..
- Nie rozumiesz Nadine!- Michael uniósł głos, co spotkało
się z ostrzegawczym spojrzeniem Hemmings’a- Ona nie chce by ktokolwiek się o
nią troszczył. Chce żyć tak jak żyła przedtem. A ty użalająca się na nią, co
najwyżej może doprowadzić do jej depresji- Michael wydawał się być urażony.- A
tego nie chcemy- dodał już spokojniej.
- Więc co mam robić?- zapytałam
- Udawać, że o niczym nie wiesz. Nadal wykorzystuj swoje
świąteczne „wakacje”. Po Nowym Roku wrócisz do Londynu i będziesz mogła robić
co zechcesz- oznajmił chłopak, opierając się o poduszkę, leżącą na fotelu.
***
- Wiem, że pewnie nie obchodzi Cię co myślę..- przeniosłam
wzrok z widoku zza szyby na kierującego Luke’a- Ale zgadzam się z Michaelem.
Rozumiem, że Alison to twoja przyjaciółka, ale nie możesz wszystkiego rzucać i
od razu lecieć do niej, mimo że ona tego nie chce.
- Świetnie- mruknęłam- Wy niczego nie rozumiecie. Ona tylko
mówi, że nie chce bym przylatywała ale ja dobrze wiem że tego chce- chłopak
wywrócił oczami, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.- Nie znacie jej tak
dobrze jak ja- dodałam. Chłopak zahamował.
- Myślałem, że tylko mi się wydaje ale jednak chyba mam
rację. Zachowujesz się jak dziecko, Nadine które rozwala wszystko na swojej
drodze tylko dlatego, że nie dostanie tego czego chce. Obudź się w końcu.
Alison umiera i ty nic tym nie zdziałasz! Musisz się pogodzić z tym, że ona
odejdzie
- Wspaniale, że pokładacie w niej jakąkolwiek nadzieję, że
wyzdrowieje- krzyknęłam- Wielkie dzięki za takich przyjaciół- pociągnęłam za
klamkę i wysiadłam z auta.
- Co ty do cholery robisz? Wracaj!- krzyknął chłopak ale ja
uparcie szłam przed siebie. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i chrzęst żwiru ale
nie zatrzymałam się. Wtedy poczuła ucisk na łokciu i nocne szarpnięcie.
Wyrwałam się.
- Zostaw mnie w spokoju! Nie chce Cię widzieć- krzyknęłam
- Wracaj do auta, Nadine- odparł chłopak, również zły
- Nie będziesz mi rozkazywał. Wystarczy, że nie okazujesz
żadnych ludzkich cech- wykrzyknęłam
- Muszę taki być!
- Czemu?
- Bo nie mogę pokazać, że mi na tobie zależy!- krzyknął a ja
zamarłam. Chłopak orientując się co powiedział westchnął- Super. No to teraz
wiesz- kopnął leżącego obok kamienia i wrócił do auta. Tymczasem ja dalej
stałam w miejscu, analizując to co przed momentem usłyszałam. Zacisnęłam zęby i
skierowałam się do auta. Blondyn opierał się głową o szybę i wpatrywał się w
przejeżdżające auta. Zajęłam miejsce obok niego.
- Przepraszam- powiedziałam cicho.
- Nie masz za co- oznajmił szybko, odpalając silnik
- Nieprawda. Przepraszam, że jestem taką hipokrytką
- W każdym z nas kryje się hipokryta- odparł uparcie
wpatrując się w przednią szybę.
- Ale widocznie nade mną ma przewagę- westchnęłam
- Nie mów tak. Robisz co uważasz. To wolna wola a nie
hipokryzja- poprawił po czym wysiadł z auta. No tak. Nie zorientowałam się
kiedy zajechaliśmy pod dom Hemmingsów. Wysiadłam z auta i pełna różnych uczuć
skierowałam się do pokoju, który zajmowałam do końca mojego pobytu tutaj.
Przekręciłam klucz w zamku i wyciągnęłam walizkę zza szafy. Położyłam ją na
łóżku i zaczęłam wrzucać do niej swoje rzeczy. Może według Luke’a byłam
hipokrytką ale przynajmniej cenię sobie taką wartość jak przyjaźń czy rodzina.
Położyłam na wierzch walizki kosmetyczkę i zasunęłam ją. Nie mam zamiaru żegnać
się z Lukiem. Muszę tylko znaleźć odpowiednią sytuacje by pożegnać się z resztą
domowników.
***
Sytuacja znalazła się jeszcze szybciej niż myślałam. Liz
poprosiła blondyna by ten poszedł do sklepu po galaretkę do deseru, więc tylko
jak zamknęły się drzwi zeszłam na dół ciągnąć za sobą walizkę. Przyznaje
Hemmingsowie byli zaskoczeni moją decyzją ale ciepło mnie pożegnali i ponownie
zapraszali do siebie. Celeste była na tyle miła, że odwiozła mnie na lotnisko.
- Wiesz, że Luke Ci tego nie wybaczy prawda?- westchnęła gdy
zatrzymałyśmy się na parkingu
- Wiem. I nie liczę
na przebaczenie. Dzięki za podwózkę- pożegnałam się i wysiadłam. Wyciągnęłam
walizkę z bagażnika i przytulając jeszcze na pożegnanie dziewczynę ruszyłam w
stronę budynku. Czas wrócić do swojego życia.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
No nie mogę! Szybcy jesteście:) Przed chwilą weszłam na blogera a tam już 14 komentarzy. W życiu się nie spodziewałam;D Jesteście kochani ;*
Do Następnego!:)
18 komentarzy= 15 rozdział
niedziela, 21 grudnia 2014
Rozdział 13 "Moje życie rozsypuje się jak zamek z kart"
- I jak Ci się podoba
Australia?- zapytała Celeste, któregoś dnia podczas porannego biegania.
- Jest świetna. Ludzie tutaj są tacy beztroscy, pełni życia.
Zastanawiam się nad studiowaniem tutaj
- W razie czego wiesz, że zapraszam- oznajmiła blondyna,
wskazując palcem uliczkę w którą miałyśmy skręcić. W Sydney jestem od 5 dni i
przyznaję się bez bicia, nie tęsknie za ponurym klimatem Europy. Mam tu spokój,
ładną pogodę i miły widok dla oczu.
- Zapamiętam- przytaknęłam. Zatrzymałyśmy się na podjeździe
Hemmingsów.
- 3 kilometry w 15 minut. Nieźle- skwitowała dziewczyna
patrząc na nadgarstek na którym spoczywał zegarek- Teraz prysznic i idziemy na
plażę!- rozkazała. I moje dni tutaj wyglądały mniej więcej tak jak teraz: rano
śniadanie, bieganie z Celeste a potem cały dzień na plaży. Dziś jeszcze
wyjątkowo ma być grill więc będziemy musiały wrócić wcześniej.
- W takim razie widzimy się za 30 minut?- zapytałam. Celeste
skinęła głową i weszła do środka.
- Gdzie byłaś?- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i
zobaczyłam Luke’a z piłką do kosza w rękach.
- Biegałam- oznajmiłam, rozpuszczając włosy.
- Sama?- zdziwił się
- Nie z Celeste. A ty jakim cudem już nie śpisz?
- Jetlag- odparł. Pokiwałam ze zrozumieniem głową. Przez
dwie pierwsze noce też miałam problemy ze snem ale to ustąpiło. Już miałam
odchodzić, gdy chłopak znów się odezwał.
- Zagrasz?- uniosłam brwi.
- Nie, raczej nie.- odparłam
- Wymiękasz?- zakpił
- Nie lubię koszykówki-
powiedziałam oschle- Ale może Pauline z tobą zagra- dodałam po chwili.
- Zazdrosna?- uniósł brew
- Marz dalej- powiedziałam ironicznie.- Do później Hemmings-
machnęłam ręką i weszłam do środka.
***
- Ten jest niezły- skomentowała Celeste. Uniosłam wzrok znad
książki i opuściłam okulary
- No. Niezły- mruknęłam, z powrotem zatapiając się w
lekturze.
- Co ty taka nieswoja dziś? – zapytała- Co ten pajac znów
zrobił?
- Nic- wzruszyłam ramionami- Ta Pauline też będzie na
grillu?- zapytałam po chwili.
- A więc to o nią chodzi- Celeste wydawała się
usatysfakcjonowana tym, że zdradziłam jej co mnie niepokoi.- Nie wiem. Podobno
ma być- skinęłam głową- Ale jeżeli chcesz, to przez czysty przypadek na jej
głowie może wylądować tortilla, albo sok porzeczkowy- powiedziała ochoczo.
- No bez przesady- zaśmiałam się- Będę ją ignorować
- Jezu! Dlaczego wy musicie wszystko komplikować? Jesteście
identyczni i to mnie w was wkurza. Nie możecie w końcu porozmawiać od serca,
zamiast odwalać tą szopkę?
- Luke będzie się z nią częściej widywał niż ze mną. W końcu
mieszka w tym samym mieście co i on
- Gówno prawda. W Londynie są tyle samo co i tutaj- warknęła
i w tym momencie w jej torbie odezwał się dźwięk telefonu. Podenerwowana
wygrzebała go z torby i warknęła do słuchawki.
- Czego…Dobra nie spinaj się, bo ci majtki pójdą…. Za
dziesięć minut… Nie jadę do żadnego sklepu…. To jak się jej chce coli to niech
Lucas zapieprza po nią do sklepu…. Nie, Jack. Koniec kropka. Widzimy się w
domu- pożegnała się i poinformowała niechętnie
- Wracamy do domu- westchnęłam i zaczęłam zbierać swoje
rzeczy.
- Mówi się trudno-
odparłam
- Też nie jestem tym zachwycona- odparła, składając
krzesełko i zakładając torbę na ramię- Nawet nie wiesz jak bardzo.
***
- Nadine, złotko. Zaniesiesz te mięso Andrew’owi?- zagaiła
pani Hemmings.
- Jasne- posłałam jej uśmiech i złapałam za naczynie
wypełnione kiełbaskami i karkówką.
- Pomóc w czym Liz?- zapytała Pauline a ja poczułam jak w
kieszeni otwiera mi się nóż.
- Dziękuję Pauline ale nie. Poradzimy sobie z Nadine- tak! Masz
za swoje sikso. Z dużo lepszym humorem weszłam do ogrodu i podałam talerz ojcu
Luke’a. Wtedy w kieszeni moich ogrodniczek poczułam wibracje. Widząc imię
Irwina zdziwiłam się. Odebrałam
- No w końcu ktoś postanowił odebrać ode mnie telefon.
Powiedz mi czy dziś jest dzień unikania Ashton’a Irwina?- zapytał
- Nie, nie sądzę by istniał taki dzień Ash- poinformowałam,
łapiąc za ścierkę i zaczynając wycierać sztućce.
- To dobrze. Czy w takim razie mogłabyś otworzyć mi bramkę?
Znudziło mi się już patrzenie na nią- zaśmiałam się.
- Już idę- rozłączyłam się. Odłożyłam ścierkę na stół i
pobiegłam otworzyć bramkę, już zniecierpliwionemu Ashtonowi.
- Witaj przepiękna Brytyjko- przywitał się, przytulając
mnie.
- Witaj seksowny Australijczyku. Co u ciebie?- zagaiłam.
- A dobrze. Wiesz, praca, dzieci, dom. Nic nowego-
wybuchliśmy śmiechem. Zaprowadziłam go do ogrodu, gdzie szatyn od razu pogrążył
się w rozmowie z Benem. Sama wróciłam do kuchni. W wejściu mało co nie
potrąciłam Luke’a, który szedł z dwoma półmiskami sałatek.
- Daj to- odebrałam mu naczynia i zaniosłam je na stół.
- Będziesz miała wieczorem czas, czy masz zbyt napięty
grafik?- usłyszałam przy uchu.
- Jeżeli dalej będziesz się tak do mnie odzywał to nie-
odparłam, wymijając go. Złapał mnie za łokieć.
- Musisz dla mnie taka być? Czemu to robisz?- spojrzałam mu
w oczy.
- Byś się trochę wysilił. Chyba, że Ci już przeszło-
syknęłam, zezując na pogrążoną w rozmowie z Jack’iem, Pauline. Wyrwałam mu się i poszłam po resztę jedzenia
***
- I co sądzisz o Australii Nadine? Zupełne inne klimaty niż
w Anglii, prawda?- zapytał pan Hemmings.
- Zdecydowanie. Akurat dziś rozmawiałyśmy o tym z Celeste-
uśmiechnęłam się
- A jakie różnice spostrzegłaś? Oczywiście prócz zmianę
klimatu
- Ludzie tutaj są bardziej otwarci, szczęśliwsi. Londyńczycy
są bardziej czujni, nieufni. Tutaj ludzie nie przejmują się pracą, żyją chwilą-
oznajmiłam.
- Rzeczywiście. W młodości odwiedzałem rodzinę w Londynie i
wiele razy spotykałem się z krzywymi spojrzeniami. Ale jednak to wy macie
najlepsze uczelnie na świecie
- Które są oblegane. Ja właśnie bym chciała studiować tu, w
LA, bądź Filadelfii. Anglii mam po dziurki w nosie. Dlatego jestem też bardzo
wdzięczna za to zaproszenie- posłałam w jego i pani Hemmings stronę szeroki
uśmiech.
- Ależ kochanie, nie masz za co. Wpadaj kiedy zechcesz-
odparła kobieta. Poczułam od niej przypływ miłości. Tak bardzo przypominała mi
mamę.
- Miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj przylecę-
przytaknęłam
- Jeżeli Lucas się postara, to może nawet tutaj zamieszkasz-
zażartował Jack. Wszyscy wybuchli śmiechem a Luke pokrył się delikatnym
rumieńcem. Natomiast Pauline nie miała zadowolonej miny.
- To będzie musiał się baardzoo postarać- dodałam
- Już Cię lubię- odparł chłopak. Uśmiechnęłam się. Wtedy kolejny raz poczułam wibracje mojego
telefonu w kieszeni. Przeprosiłam
zebranych i odeszła do stołu
- Alison? Co się stało?- zdziwiłam się, gdy zobaczyłam numer
swojej przyjaciółki. W Anglii na pewno był wczesny poranek, więc tym bardziej
się zaniepokoiłam.
- Tutaj mama Alison- odezwał się kobiecy głos
- Pani Mathers co się stało?
- Nadine nawet nie wiesz jak ciężko mi to wyznać…
- Pani Mathers co się dzieje? Gdzie Alison?- delikatnie
uniosłam głos. Wtedy zauważyłam zbliżającego się Luke’a.
- Alison…. Ona… ona umiera Nadine…. Lekarze wykryli u niej
raka- oznajmiła łamliwym głosem a ja poczułam jak uginają mi się nogi. Gdyby
Luke mnie nie złapał z pewnością bym upadła na ziemię.
- Co?- zapytałam nieprzytomnie- Ale jak to? Jakim cudem?
- Narzekała od kilku miesięcy na bóle w klatce piersiowej,
więc poszłyśmy do lekarza, który zlecił tomografię….- słyszałam jak trudno jej
się o tym mówi. W moich oczach pojawiły się łzy. Alison nie może umrzeć. Ona
musi żyć. Musi zdać maturę, iść na studia, wziąć ślub, urodzić piękne dzieci. Jej
życie nie może się skończyć w wieku siedemnastu lat
- Czy może mi ją pani dać do słuchawki?
- Nie wie, że z tobą rozmawiam. Zakazała mi o tym mówić
tobie. Ale ja nie mogłam tego trzymać w sobie. Jesteś jej przyjaciółką, musisz
o tym wiedzieć
- Dziękuję pani, że mi pani o tym powiedziała. Przylecę
najszybciej jak się da- poinformowałam
- Dziękuję Nadine- wyszeptała po czym rozłączyła się. Nie
hamowałam łez. To nie może być prawda. Moja Alison… moja piękna Ali.
- Nadine? Nadine co się stało?- zapytał Luke, gdy zobaczył
moją twarz.
- Alison ma raka- na twarzy blondyna wymalował się szok.
Natychmiast mnie do siebie przytulił. Zacisnęłam palce na jego koszuli i
pozwoliłam łzom swobodnie w nią wsiąkać. Blondyn głaskał mnie po głowie
uspakajając mnie.
- Michael- wyszeptałam, niespodziewanie się od niego
odrywając.- On musi się dowiedzieć
- Dobrze. Chodź zawiozę Cię- pociągnął mnie w stronę auta.
14 Komentarzy = 14 rozdział
środa, 17 grudnia 2014
Rozdział 12 "Chcę to wszystko naprawić"
Na
początku moim celem był dom Archerów, jednak gdy u nich odpowiedziała mi cisza
na moje pukanie, postanowiłem skierować swoje kroki w nieco inną stronę
- A to
ty. Czego chcesz?- Alison tylko mnie widząc zmieniła swoje nastawienie
- Jest u
ciebie Nadine?- zapytałem
- Nie ma
a co? Przejrzałeś w końcu?- zakpiła
- A ty
postanowiłaś zostać fanką kucyków Pony?- odgryzłem się, kiwając na jej szary
T-shirt z kucykiem
- A
nawet jeśli to nic ci do tego- już miała zamykać drzwi ale udało mi się
zatrzymać je ręką
- Jeżeli
wiesz gdzie jest Nadine, proszę powiedz mi- poprosiłem
- A to
nie możesz do niej zadzwonić i sam się jej o to zapytać?- jej ton był
przepełniony jadem.
- Masz
mnie za idiotę? Dzwoniłem do niej kilkanaście razy ale nie odbierała
- Prawdę
mówiąc tak. I wcale się nie dziwie Di, że Cię unika. Ja na jej miejscu nie
chciałabym mieć z tobą nic wspólnego – warknęła i zatrzasnęła mi drzwi przed
nosem. Westchnąłem. Skoro nawet Alison nie chce mi pomóc, potrzebuje pomocy
Anny.
***
-
Nadine! Weź otwórz drzwi. Ja maluje sobie paznokcie- zrezygnowana odłożyłam
długopis na zeszyt i skierowałam się w stronę drzwi. Spojrzałam uprzednio przez
wizjer i zdziwiłam się na widok nieznanej mi blondynki. Szybkim ruchem
odblokowałam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z nie za wysoką dziewczyną.
Proste, jasne włosy sięgające ramion ukryte pod kapeluszem, do tego granatowy
płaszcz i botki.
- Nadine
Archer?- niepewnie skinęłam głową. Blondynka odetchnęła.- Annabelle Collins.
Możemy porozmawiać?- zmarszczyłam brwi
- O
czym?
- Przejdźmy
się. Wtedy Ci wszystko wyjaśnię- poprosiła. Przez chwilę biłam się z myślami po
czym zabrałam kurtkę i wsunęłam saszki na zmęczone stopy
-
Wychodzę na chwilę!- krzyknęłam wychodząc
- Nie
śpiesz się!- zdążyłam jeszcze usłyszeć nim drzwi całkowicie się zamknęły.
Skierowałyśmy się z Anną do parku. Przez całą drogę milczałyśmy, co
doprowadzało mnie do szału. Nie miałam pojęcia kim jest Anna ani czego ode mnie
chce. W końcu dziewczyna przysiadła na jakiejś ławce, uprzednio strzepując z
niej śnieg.
- Pewnie
się zastanawiasz czego od ciebie chcę- zaczęła
- Nie
ukrywam, że mnie to interesuje- przytaknęła
-
Zostałam poproszona o to bym z tobą pogadała- prychnęłam. Że też nie wpadłam na
to.
- Luke
Cię przysłał tak?- blondynka skinęła spokojnie głową.- W takim razie przekaż
mu, że nie mam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, na niego patrzeć, a tym
bardziej być z nim w jakichkolwiek stosunkach!- krzyknęłam i zaczęłam odchodzić
w stronę domu.
- Dobrze
wiesz, że tak nie jest- krzyknęła za mną. Zatrzymałam się.
- Kim ty
w ogóle jesteś by wmawiać mi coś w co nie jest prawdą?- oburzyłam się. Ta
dziewczyna zaczynała mi grać na nerwach.
-
Wściekasz się bo wiesz, że mam rację. Tylko nie potrafisz tego przyznać- Anna
podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. Strzepnęłam ją.
- Dla
mnie nie istnieje taka osoba jak Luke Hemmings. Możesz mu to przekazać- znów
zaczęłam się od niej oddalać.
-
Kochasz go! A on ciebie. Dlaczego musicie to wszystko utrudniać?- jęknęła a ja
zamarłam. Czy ta dziewucha właśnie wmawia mi, że kocham Luke’a? Niedoczekanie.
Spojrzałam na nią przez ramię.- Chodzi ci o tamtą dziewczynę, prawda? Nie
wściekałabyś się na niego, gdybyś nie była zazdrosna- zatkało mnie. To co
powiedziała… było prawdą? Czy to jest prawdziwy powód dlaczego jestem zła na Hemmings’a?
Dlatego, że jestem zazdrosna? Już miałam powiedzieć, że nie zależy mi na Luku
gdy usłyszałam kolejny głos.
-
Nadine..- odwróciłam się i zobaczyłam niedaleko stojącego samego Luke’a
-
Świetnie- mruknęłam do siebie, gwałtownie machając powiekami mi odegnać cisnące
się do oczu łzy.
- To ja
już pójdę. Zrobiłam swoje- poinformowała dziewczyna i odeszła zostawiając mnie
sam na sam z blondynem.
- Czego
ode mnie oczekujesz?- wykrztusiłam w końcu. Chłopak podszedł do mnie.
- Że mi
wybaczysz- oznajmił. Prychnęłam zaciskając zęby i odwracając wzrok- Nadine,
wiem że to co zrobiłem było głupie
- Mówisz
o olaniu mnie czy o paradowaniu z Dianą?- przerwałam mu
- O obu.
Nie wiem co sobie w ten czas myślałem, ale obiecuję że już się to nie powtórzy
- Puste
słowa rzucone na wiatr- pokręciłam głową
- Nie w
moim przypadku- zaczął grzebać po kieszeniach aż w końcu wyjął małe zawiniątko-
Miałem Ci to dać jutro przed balem ale założyłem, że pewnie być nie przyszła,
więc… to dla ciebie- położył mi pakunek na dłoni
- Myślisz,
że parę słów i jakiś prezent mnie przekupią? Masz o sobie większe mniemanie niż
myślałam- wcisnęłam mu pakunek z powrotem do rąk i odeszłam nie zwracając na
jego wołanie.
***
-
Próbujesz się zakatować czy jak?- krzyknęła Alison, gdy następnego dnia znalazła
mnie na pływalni, gdy od kilku godzin trenowałam. Wynurzyłam się nad
powierzchnię i podpłynęłam do niej
- Nie,
przez te przygotowania do balu jestem do tyłu z treningami- oznajmiłam,
sięgając po ręcznik.
- Ta
jasne. A ja wyglądam jak Jessica Alba- odparła sarkastycznie
- Nie
możesz mnie winić za to, że chce poprawić swoje wyniki- powiedziałam spokojnie
- Proszę
Cię Nadine- jęknęła blondynka, machając ręką- Dobrze wiem czemu wszystkich
unikasz. Ale wiedz, że ja zawsze Cię znajdę. No już wychodź z tej wielkiej
kałuży i idź się przebrać
- Muszę
jeszcze potrenować- zaprotestowałam.
-
Wychodź albo sama po ciebie przyjdę- wzruszyłam ramionami i rzuciłam się na
plecy odpływając- Nie uciekniesz przed problemami. Pamiętaj!- Krzyknęła na
odchodnym. Przez chwilę obserwowałam ją po czym wróciłam do pływania
***
- Nie
szykujesz się?- podniosłam wzrok znad książki i zobaczyłam stojącego w progu
tatę. Pokręciłam głową
- To nie
moje klimaty, dobrze o tym wiesz- mężczyzna zaśmiał się
- Wiem.
W końcu po kim to masz?- uśmiechnęłam się- Ale mam wrażenie, że moją córcie
dręczy Coś jeszcze. Problemy sercowe?- wzruszyłam ramionami- Opowiedz mi- sama
nie wiem jak ale z moich słów zaczął płynąc potok słów mówiących o sytuacji z
Lukiem. O tym jak się poznaliśmy, jak napisaliśmy wspólnie piosenkę. A potem o
tej chorej sytuacji z Dianą. Gdy skończyłam tata wydawał się być zamyślony.
- Wiesz
poznałem tego chłopaka o którym mówisz. Rozmawiałem z nim w cztery oczy nawet.
I powiem Ci, że chłopak wydawał się być naprawdę w porządku- uniosłam brwi
- Luke
tutaj był? Kiedy?
- Kiedy
poszłaś z Carolyn na łyżwy. Rozmawiał z nami na temat twojej wycieczki do
Australii
- Co?-
jakiej wycieczki? O czym do cholery on mówił?
-
Poinformował nas, że chciałby Ci pokazać swoje rodzinne miasto.
- Że słucham?
Nie zgodziliście się prawda?
- Gdybym
powiedział nie, skłamałbym. To jest świetny pomysł. Zawsze chciałaś tam
pojechać- zerwałam się z łóżka i już miałam zamiar wybiec z pokoju, gdy
zatrzymał mnie głos ojca
- Masz
zamiar do niego iść w piżamie?- miał rację. Nie mogłam się pokazać na balu w
wyciągniętym dresie. Podeszłam do szafy i zaczęłam przesuwać wieszaki szukając
odpowiedniego stroju.
- Jednak
Carolyn dobrze stwierdziła, że Ci się przyda- obróciłam się i zobaczyłam mamę z
beżową sukienką na wieszaku. Podeszłam do rodzicielki
- Skąd
wiedzieliście, że ja jednak pójdę?
-
Przeczucie- mama uśmiechnęła się i wręczyła mi daną rzecz. Posłałam jej ciepły
uśmiech i poszłam do łazienki się przebrać. Co jak co ale Carolyn ma dobre oko.
-
Wyglądasz prześlicznie- powiedziała mama, gdy malowałam oczy kredką.
Uśmiechnęłam się do jej odbicia.
- Jestem
gotowa- poinformowałam
***
Sala
gimnastyczna w odcieniach bordowego i białego wyglądała niemal jak jakaś sala
bankietowa. Tłum uczniów gromadzących się na sali aby to potwierdzało. Na
scenie już grał zespół, przez co mało co nie wpadłam na jakąś parę. Chłopaki
byli ubrani normalnie i dzięki Bogu, bo nie wyobrażam Ashton’a siedzącego za
perkusją w garniaku czy Michaela w marynarce. Chłopaki grali właśnie jakiś
utwór Katy Perry a na parkiecie tańczyło kilkadziesiąt osób. Oparłam się o
ścianę i przyglądałam się całej sytuacji
-
Wiedziałam, ze jednak przyjdziesz!- usłyszałam głośny pisk przy uchu. Drgnęłam
- Cześć
Alison. Piękna sukienka
-
Dziękuję- dygnęła- Ty również prezentujesz się nie najgorzej. Co Ci się stało,
że jednak tutaj przyszłaś?
-
Ciekawość- wzruszyłam ramionami
-
Jaasnee- przytaknęła- Jednak musi ci na nim zależeć skoro tutaj jesteś
- Nie,
muszę się go zapytać po co chce mnie zabrać do Australii- blondynka pisnęła
- Co?
Przecież to wspaniale. Zawsze chciałaś tam pojechać
- Tak
ale…- blondynka uciszyła mnie gestem dłoni i zaczęła mnie ciągnąć w stronę
sceny, gdzie akurat chłopaki zrobili sobie przerwę. No tak, że też się nie
zorientowałam kiedy muzyka przestała grać.
- Wow,
dziewczyny wyglądacie nieziemsko- Ashton gdy nas zobaczył zagwizdał
-
Naciesz się tym widokiem. Minie długi okres zanim znów mnie zobaczysz w
sukience- odparła Alison. Nie patrzyłam w stronę Luke’a ale czułam na sobie
jego wzrok.
- A ty
nie miałaś siedzieć w domu?- zapytał Michael, wskazując na mnie
-
Stwierdziłam, że czas zrobić coś innego dziś niż siedzenie w domu-
Australijczyk przytaknął. W tym momencie Calum oznajmił koniec przerwy i
chłopaki zaczęli wchodzić z powrotem na scenę. Gdy przygotowywałam się by
odejść, poczułam uścisk na łokciu
-
Fontanna. Za dwadzieścia minut. Daj mi ostatnią szansę- spojrzałam na niego i
kiwnęłam głową. Blondyn puścił mnie i wszedł na scenę.
-
Chodźmy się bawić- zarządziła Alison, ciągnąc mnie na parkiet.
***
Jednak
nie brania płaszcza było złym pomysłem. Stałam teraz przy fontannie i nerwowo
wyczekiwałam na Hemmings’a. Moja irytacja wzrastała wraz z kolejnymi minutami.
W końcu wyłonił się z budynku. Jego twarz pozostawała poważna, trudno było rozszyfrować
jakiekolwiek emocje
-
Spóźniłeś się- oznajmiłam poważnie
- Wiem i
przepraszam. Dyrektor mnie zatrzymał- kiwnęłam głową. Nastała cisza, którą
przerywały jedynie nasze świszczące oddechy.
- Wiesz
to zabawne- zaczęłam- Chciałeś pogadać a tym czasem się nie odzywasz
-
Ponieważ nie wiem od czego zacząć
-
Najlepiej od początku.
- Wiem,
że zachowałem się jak dupek i bardzo Cię za to przepraszam
-
Powiedz mi coś czego nie wiem- mruknęłam- Może to co Cię łączy z Dianą?
- Z
Dianą? Nic- zdziwił się chłopak
- Coś
duże to ”nic”- przybliżyłam się do niego- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o
wyjeździe do Australii?
-
Wczoraj. Ale mi nie pozwoliłaś- kiwnęłam głową- A skąd ty o tym wiesz?
- Od
taty. Wiesz już udało Ci się zaskarbić jego uwagę
-
Chociaż u niego jednego- mruknął.
- Nie
nienawidzę Cię, Luke- oznajmiłam- Ale musisz zrozumieć, że nadużyłeś mojego
zaufania
- Wiem
to. Dlatego chcę to wszystko naprawić
-
Dobrze. Czekam na tego efekty- odparłam pewnie i wróciłam do środka
------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam moje skarby! Jak wam mija tydzień? U mnie cienko, bo faceta od chemii się na mnie uwzięła.... Ale pociesza mnie fakt, że jeszcze tylko dwa dni i wolne! Jeeej! Dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Kocham Was <3
Do następnego ;*
12 komentarzy = 13 rozdział
Subskrybuj:
Posty (Atom)