niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 15 "Każda historia ma swój koniec"

PROSZĘ PRZECZYTAJ KRÓTKĄ NOTKĘ ODE MNIE POD ROZDZIAŁEM:)

KLIK

Pół roku później:
- Zgadnij kto- usłyszała  przy uchu. Uśmiechnęłam się zdejmując dobrze znajome dłonie z oczu.
- Spóźniłeś się- oznajmiła. Brunet cmoknął mnie w czoło po czym zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Przepraszam. Zagadałem się z Deanem- odparł machając na kelnera- Długo czekałaś?
- 10 minut- odrzekłam, upijając łyk kawy
- Co u Alison? Jak się czuje?
- Dziś jest lepiej ale lekarze mówią, że to już długo nie potrwa. Nie wiadomo czy dociągnie do końca tego tygodnia- wydusiłam, czując narastającą gulę w gardle.
- Przykro mi- chłopak złapał mnie za dłoń
- To nie twoja wina, Dan- powiedziałam cicho.
- Mam pomysł. Do końca tego dnia nie będziemy się niczym martwić. Przez te kilka godzin będziemy tylko my we dwójkę. Co ty na to?- zaproponował uśmiechając się delikatnie
***
- Przyznaję to był świetny pomysł- odezwałam się przyglądając się zachodzącemu słońcu.
- Dzięki- odparł chłopak- Musimy częściej robić takie wypady- dodał
- Zdecydowanie się z tobą zgadzam – poparłam. W tym momencie zabrzmiał dzwonek mojej komórki. Wygrzebałam ja w torby i bardzo się zdziwiłam gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię osoby o której istnieniu już zapomniałam
- Luke
- Nadine. Dasz radę przyjechać do szpitala w 10 minut?- zapytał przejęty. Uniosłam się koca.
- Co się stało? Coś z Alison?
- Tak. Przyjedź jak najszybciej proszę cię- rozłączył się a ja momentalnie zerwałam się do biegu zostawiając za sobą zdezorientowanego Daniela. Szpital od parku dzieliło jedynie 6 przecznic więc nie potrzebowałam całych 10 minut. Wystarczyły mi 3. Wpadłam do szpitala i automatycznie pobiegłam do sali w której leżała blondynka. Tam zastałam samą dziewczynę i blondyna, u którego ciężko było zauważyć jakiekolwiek reakcje.
- Co jest? Pogarsza Ci się? Zawołaliście lekarza?- rzucałam kolejne pytania.
- Uspokój się Di. Lekarz już nic nie zdziała. Chce z wami porozmawiać. Proszę usiądźcie- posłusznie usiedliśmy po dwóch stronach łóżka- Co jest? Dlaczego ja jeszcze nie widzę was szaleńczo zakochanych w sobie? Dlaczego nie rozumiecie, że jesteście dla siebie stworzeni
- Ali. Mam chłopaka- wtrąciłam
- Którego nie kochasz.  Jeszcze kilka tygodni temu mi mówiłaś, zę czujesz się winna przez tą ucieczkę w zimę z Australii i chciałbyś jakoś przeprosić Luke’a- nie odpowiedziałam. Blondynka spojrzała na Australijczyka
- A ty? Na co czekasz? Michael mi powiedział co do niej czujesz, więc do cholery chwyć ją w swoje kościste ramiona i pocałuj ją tak by dostała 10 orgazmów albo ci nakopię do dupy. Bo mam dość już patrzeć na to jak marnujecie swoje uczucia na kimś innym- blondyn spojrzał na mnie, smutnymi oczami.
- Nie rozumiesz- zaczęłam ale dziewczyna mi przerwała
- Nie to ty Nadine nie rozumiesz. Nie rozumiesz, że jeżeli będziesz odtrącisz od siebie Luke’a to stracisz największe szczęście jakie kiedykolwiek byś mogła mieć. A ja nie mogę na to pozwolić. Spójrz na niego- posłusznie wykonałam polecenie- Czy to nie on wywołuje uśmiech na twojej twarzy? Czy nie on zarywał nocki dla ciebie? A Daniel? Danielowi ciężko znaleźć dla ciebie chociaż trochę czasu. Więc dla mnie odpowiedz jest jasna.
- To ja może poczekam przed salą. Pewnie chcecie być same- wtrącił chłopak, kierując się w stronę drzwi.
- Nie, czekaj. Alison ma rację- wstałam z łóżka. Podeszłam do niego- Przepraszam. Przepraszam cię za… za wiele rzeczy ale głównie to za to, że Cię odtrąciłam jak starą zabawkę i za to że uciekłam z Australii. Możesz mnie nienawidzić, należy mi się- blondyn westchnął przybliżając się i chwytając moją twarz w obie dłonie
- Nie mógłbym Cię nienawidzić. Za bardzo mi na tobie zależy bym mógł to zrobić - powiedział po czym musnął swoimi wargami, moje- Kocham Cię Nadine Archer

- A ja ciebie Luke’u Hemmings’ie- wtuliłam się w jego klatkę czując się w końcu spokojna. Od tego momentu będziemy wszelkie trudy pokonywać razem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------
Nawet nie wiecie jak ciężko jest mi się pożegnać z Alison. Była pozytywną bohaterką. Również doszliśmy do końca tego opowiadania (na dniach pojawi się epilog). Prosze zostawcie pod tą notką chociaż króciuteńki komentarz. To wiele dla mnie znaczy. Mam do was też wielką prośbę. Jaką polecilibyście piosenkę do epilogu? Kompletnie nie mam pojęcia jaką piosenkę tam wcisnąć.
Dziękuję za wszystko :)
Wasza Dariaa.a ;*
+ Zapraszam na mojego drugiego bloga http://ready-for-love.blogspot.com

Kocham Was <3

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 14 "Przepraszam"

- Cześć Luke- przywitał się zaspany chłopak- O witaj Nadine. Nie spodziewałem się was tu. Nie mieliście przypadkiem jakiegoś grilla?- zapytał
- Mieliśmy- Luke spojrzał na mnie- Możemy wejść?- zwrócił się do Clifforda. Ten tylko przesunął się w drzwiach byśmy mogli go minąć. Rozejrzałam się po wnętrzu. Niedługi korytarz był pokryty w odcieniach brązu i zielonego, a na podłodze leżały ciemne panele.
- Więc co się stało?- zapytał, idąc za nami.
- Alison ma raka- oznajmiłam, walcząc z tym by znów się nie rozpłakać. Mina Michaela uległa zmianie. Przestał się uśmiechać a przez jego twarz wykrzywił ból.
- Więc już wiecie- westchnął- Nie chcieliśmy was tym martwić
- Martwić?- zadrwiłam- Michael, ona jest moją przyjaciółką! Jak mogłeś mi nie powiedzieć
- Alison mi zakazała. Stwierdziła, że chce pooglądać was szczęśliwych choć przez moment, kiedy się nie kłócicie albo nie odzywacie się do siebie- spojrzałam na Luke, który w tym samym momencie przeniósł swój wzrok na mnie.
- Jak to przez moment? Co to ma znaczyć?- tym razem ubiegł mnie Luke
- Ma 20 % szans na przeżycie. Przepraszam, że wam nie powiedziałem- poinformował chłopak. Wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić w kółko.
- Wracam jutro do Londynu. Możecie jechać albo ze mną albo zostać. Muszę się znaleźć jak najszybciej przy niej
- Nic tym nie zdziałasz, Nadine
- Zdziałam bardzo wiele. Będzie miała we mnie oparcie i..
- Nie rozumiesz Nadine!- Michael uniósł głos, co spotkało się z ostrzegawczym spojrzeniem Hemmings’a- Ona nie chce by ktokolwiek się o nią troszczył. Chce żyć tak jak żyła przedtem. A ty użalająca się na nią, co najwyżej może doprowadzić do jej depresji- Michael wydawał się być urażony.- A tego nie chcemy- dodał już spokojniej.
- Więc co mam robić?- zapytałam
- Udawać, że o niczym nie wiesz. Nadal wykorzystuj swoje świąteczne „wakacje”. Po Nowym Roku wrócisz do Londynu i będziesz mogła robić co zechcesz- oznajmił chłopak, opierając się o poduszkę, leżącą na fotelu.
***
- Wiem, że pewnie nie obchodzi Cię co myślę..- przeniosłam wzrok z widoku zza szyby na kierującego Luke’a- Ale zgadzam się z Michaelem. Rozumiem, że Alison to twoja przyjaciółka, ale nie możesz wszystkiego rzucać i od razu lecieć do niej, mimo że ona tego nie chce.
- Świetnie- mruknęłam- Wy niczego nie rozumiecie. Ona tylko mówi, że nie chce bym przylatywała ale ja dobrze wiem że tego chce- chłopak wywrócił oczami, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.- Nie znacie jej tak dobrze jak ja- dodałam. Chłopak zahamował.
- Myślałem, że tylko mi się wydaje ale jednak chyba mam rację. Zachowujesz się jak dziecko, Nadine które rozwala wszystko na swojej drodze tylko dlatego, że nie dostanie tego czego chce. Obudź się w końcu. Alison umiera i ty nic tym nie zdziałasz! Musisz się pogodzić z tym, że ona odejdzie
- Wspaniale, że pokładacie w niej jakąkolwiek nadzieję, że wyzdrowieje- krzyknęłam- Wielkie dzięki za takich przyjaciół- pociągnęłam za klamkę i wysiadłam z auta.
- Co ty do cholery robisz? Wracaj!- krzyknął chłopak ale ja uparcie szłam przed siebie. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i chrzęst żwiru ale nie zatrzymałam się. Wtedy poczuła ucisk na łokciu i nocne szarpnięcie. Wyrwałam się.
- Zostaw mnie w spokoju! Nie chce Cię widzieć- krzyknęłam
- Wracaj do auta, Nadine- odparł chłopak, również zły
- Nie będziesz mi rozkazywał. Wystarczy, że nie okazujesz żadnych ludzkich cech- wykrzyknęłam
- Muszę taki być!
- Czemu?
- Bo nie mogę pokazać, że mi na tobie zależy!- krzyknął a ja zamarłam. Chłopak orientując się co powiedział westchnął- Super. No to teraz wiesz- kopnął leżącego obok kamienia i wrócił do auta. Tymczasem ja dalej stałam w miejscu, analizując to co przed momentem usłyszałam. Zacisnęłam zęby i skierowałam się do auta. Blondyn opierał się głową o szybę i wpatrywał się w przejeżdżające auta. Zajęłam miejsce obok niego.
- Przepraszam- powiedziałam cicho.
- Nie masz za co- oznajmił szybko, odpalając silnik
- Nieprawda. Przepraszam, że jestem taką hipokrytką
- W każdym z nas kryje się hipokryta- odparł uparcie wpatrując się w przednią szybę.
- Ale widocznie nade mną ma przewagę- westchnęłam
- Nie mów tak. Robisz co uważasz. To wolna wola a nie hipokryzja- poprawił po czym wysiadł z auta. No tak. Nie zorientowałam się kiedy zajechaliśmy pod dom Hemmingsów. Wysiadłam z auta i pełna różnych uczuć skierowałam się do pokoju, który zajmowałam do końca mojego pobytu tutaj. Przekręciłam klucz w zamku i wyciągnęłam walizkę zza szafy. Położyłam ją na łóżku i zaczęłam wrzucać do niej swoje rzeczy. Może według Luke’a byłam hipokrytką ale przynajmniej cenię sobie taką wartość jak przyjaźń czy rodzina. Położyłam na wierzch walizki kosmetyczkę i zasunęłam ją. Nie mam zamiaru żegnać się z Lukiem. Muszę tylko znaleźć odpowiednią sytuacje by pożegnać się z resztą domowników.

***
Sytuacja znalazła się jeszcze szybciej niż myślałam. Liz poprosiła blondyna by ten poszedł do sklepu po galaretkę do deseru, więc tylko jak zamknęły się drzwi zeszłam na dół ciągnąć za sobą walizkę. Przyznaje Hemmingsowie byli zaskoczeni moją decyzją ale ciepło mnie pożegnali i ponownie zapraszali do siebie. Celeste była na tyle miła, że odwiozła mnie na lotnisko.
- Wiesz, że Luke Ci tego nie wybaczy prawda?- westchnęła gdy zatrzymałyśmy się na parkingu

- Wiem.  I nie liczę na przebaczenie. Dzięki za podwózkę- pożegnałam się i wysiadłam. Wyciągnęłam walizkę z bagażnika i przytulając jeszcze na pożegnanie dziewczynę ruszyłam w stronę budynku. Czas wrócić do swojego życia.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
 No nie mogę! Szybcy jesteście:) Przed chwilą weszłam na blogera a tam już 14 komentarzy. W życiu się nie spodziewałam;D Jesteście kochani ;* 
Do Następnego!:)

18 komentarzy= 15 rozdział

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 13 "Moje życie rozsypuje się jak zamek z kart"

KLIK

Kilka dni później:
 - I jak Ci się podoba Australia?- zapytała Celeste, któregoś dnia podczas porannego biegania.
- Jest świetna. Ludzie tutaj są tacy beztroscy, pełni życia. Zastanawiam się nad studiowaniem tutaj
- W razie czego wiesz, że zapraszam- oznajmiła blondyna, wskazując palcem uliczkę w którą miałyśmy skręcić. W Sydney jestem od 5 dni i przyznaję się bez bicia, nie tęsknie za ponurym klimatem Europy. Mam tu spokój, ładną pogodę i miły widok dla oczu.
- Zapamiętam- przytaknęłam. Zatrzymałyśmy się na podjeździe Hemmingsów.
- 3 kilometry w 15 minut. Nieźle- skwitowała dziewczyna patrząc na nadgarstek na którym spoczywał zegarek- Teraz prysznic i idziemy na plażę!- rozkazała. I moje dni tutaj wyglądały mniej więcej tak jak teraz: rano śniadanie, bieganie z Celeste a potem cały dzień na plaży. Dziś jeszcze wyjątkowo ma być grill więc będziemy musiały wrócić wcześniej.
- W takim razie widzimy się za 30 minut?- zapytałam. Celeste skinęła głową i weszła do środka.
- Gdzie byłaś?- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Luke’a z piłką do kosza w rękach.
- Biegałam- oznajmiłam, rozpuszczając włosy.
- Sama?- zdziwił się
- Nie z Celeste. A ty jakim cudem już nie śpisz?
- Jetlag- odparł. Pokiwałam ze zrozumieniem głową. Przez dwie pierwsze noce też miałam problemy ze snem ale to ustąpiło. Już miałam odchodzić, gdy chłopak znów się odezwał.
- Zagrasz?- uniosłam brwi.
- Nie, raczej nie.- odparłam
- Wymiękasz?- zakpił
- Nie lubię koszykówki-  powiedziałam oschle- Ale może Pauline z tobą zagra- dodałam po chwili.
- Zazdrosna?- uniósł brew
- Marz dalej- powiedziałam ironicznie.- Do później Hemmings- machnęłam ręką i weszłam do środka.
***
- Ten jest niezły- skomentowała Celeste. Uniosłam wzrok znad książki i opuściłam okulary
- No. Niezły- mruknęłam, z powrotem zatapiając się w lekturze.
- Co ty taka nieswoja dziś? – zapytała- Co ten pajac znów zrobił?
- Nic- wzruszyłam ramionami- Ta Pauline też będzie na grillu?- zapytałam po chwili.
- A więc to o nią chodzi- Celeste wydawała się usatysfakcjonowana tym, że zdradziłam jej co mnie niepokoi.- Nie wiem. Podobno ma być- skinęłam głową- Ale jeżeli chcesz, to przez czysty przypadek na jej głowie może wylądować tortilla, albo sok porzeczkowy- powiedziała ochoczo.
- No bez przesady- zaśmiałam się- Będę ją ignorować
- Jezu! Dlaczego wy musicie wszystko komplikować? Jesteście identyczni i to mnie w was wkurza. Nie możecie w końcu porozmawiać od serca, zamiast odwalać tą szopkę?
- Luke będzie się z nią częściej widywał niż ze mną. W końcu mieszka w tym samym mieście co i on
- Gówno prawda. W Londynie są tyle samo co i tutaj- warknęła i w tym momencie w jej torbie odezwał się dźwięk telefonu. Podenerwowana wygrzebała go z torby i warknęła do słuchawki.
- Czego…Dobra nie spinaj się, bo ci majtki pójdą…. Za dziesięć minut… Nie jadę do żadnego sklepu…. To jak się jej chce coli to niech Lucas zapieprza po nią do sklepu…. Nie, Jack. Koniec kropka. Widzimy się w domu- pożegnała się i poinformowała niechętnie
- Wracamy do domu- westchnęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Mówi się trudno-  odparłam
- Też nie jestem tym zachwycona- odparła, składając krzesełko i zakładając torbę na ramię- Nawet nie wiesz jak bardzo.
***
- Nadine, złotko. Zaniesiesz te mięso Andrew’owi?- zagaiła pani Hemmings.
- Jasne- posłałam jej uśmiech i złapałam za naczynie wypełnione kiełbaskami i karkówką.
- Pomóc w czym Liz?- zapytała Pauline a ja poczułam jak w kieszeni otwiera mi się nóż.
- Dziękuję Pauline ale nie. Poradzimy sobie z Nadine- tak! Masz za swoje sikso. Z dużo lepszym humorem weszłam do ogrodu i podałam talerz ojcu Luke’a. Wtedy w kieszeni moich ogrodniczek poczułam wibracje. Widząc imię Irwina zdziwiłam się. Odebrałam
- No w końcu ktoś postanowił odebrać ode mnie telefon. Powiedz mi czy dziś jest dzień unikania Ashton’a Irwina?- zapytał
- Nie, nie sądzę by istniał taki dzień Ash- poinformowałam, łapiąc za ścierkę i zaczynając wycierać sztućce.
- To dobrze. Czy w takim razie mogłabyś otworzyć mi bramkę? Znudziło mi się już patrzenie na nią- zaśmiałam się.
- Już idę- rozłączyłam się. Odłożyłam ścierkę na stół i pobiegłam otworzyć bramkę, już zniecierpliwionemu Ashtonowi.
- Witaj przepiękna Brytyjko- przywitał się, przytulając mnie.
- Witaj seksowny Australijczyku. Co u ciebie?- zagaiłam.
- A dobrze. Wiesz, praca, dzieci, dom. Nic nowego- wybuchliśmy śmiechem. Zaprowadziłam go do ogrodu, gdzie szatyn od razu pogrążył się w rozmowie z Benem. Sama wróciłam do kuchni. W wejściu mało co nie potrąciłam Luke’a, który szedł z dwoma półmiskami sałatek.
- Daj to- odebrałam mu naczynia i zaniosłam je na stół.
- Będziesz miała wieczorem czas, czy masz zbyt napięty grafik?- usłyszałam przy uchu.
- Jeżeli dalej będziesz się tak do mnie odzywał to nie- odparłam, wymijając go. Złapał mnie za łokieć.
- Musisz dla mnie taka być? Czemu to robisz?- spojrzałam mu w oczy.
- Byś się trochę wysilił. Chyba, że Ci już przeszło- syknęłam, zezując na pogrążoną w rozmowie z Jack’iem, Pauline.  Wyrwałam mu się i poszłam po resztę jedzenia
***
- I co sądzisz o Australii Nadine? Zupełne inne klimaty niż w Anglii, prawda?- zapytał pan Hemmings.
- Zdecydowanie. Akurat dziś rozmawiałyśmy o tym z Celeste- uśmiechnęłam się
- A jakie różnice spostrzegłaś? Oczywiście prócz zmianę klimatu
- Ludzie tutaj są bardziej otwarci, szczęśliwsi. Londyńczycy są bardziej czujni, nieufni. Tutaj ludzie nie przejmują się pracą, żyją chwilą- oznajmiłam.
- Rzeczywiście. W młodości odwiedzałem rodzinę w Londynie i wiele razy spotykałem się z krzywymi spojrzeniami. Ale jednak to wy macie najlepsze uczelnie na świecie
- Które są oblegane. Ja właśnie bym chciała studiować tu, w LA, bądź Filadelfii. Anglii mam po dziurki w nosie. Dlatego jestem też bardzo wdzięczna za to zaproszenie- posłałam w jego i pani Hemmings stronę szeroki uśmiech.
- Ależ kochanie, nie masz za co. Wpadaj kiedy zechcesz- odparła kobieta. Poczułam od niej przypływ miłości. Tak bardzo przypominała mi mamę.
- Miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj przylecę- przytaknęłam
- Jeżeli Lucas się postara, to może nawet tutaj zamieszkasz- zażartował Jack. Wszyscy wybuchli śmiechem a Luke pokrył się delikatnym rumieńcem. Natomiast Pauline nie miała zadowolonej miny.
- To będzie musiał się baardzoo postarać- dodałam
- Już Cię lubię- odparł chłopak. Uśmiechnęłam się.  Wtedy kolejny raz poczułam wibracje mojego telefonu w kieszeni.  Przeprosiłam zebranych i odeszła do stołu
- Alison? Co się stało?- zdziwiłam się, gdy zobaczyłam numer swojej przyjaciółki. W Anglii na pewno był wczesny poranek, więc tym bardziej się zaniepokoiłam.
- Tutaj mama Alison- odezwał się kobiecy głos
- Pani Mathers co się stało?
- Nadine nawet nie wiesz jak ciężko mi to wyznać…
- Pani Mathers co się dzieje? Gdzie Alison?- delikatnie uniosłam głos. Wtedy zauważyłam zbliżającego się Luke’a.
- Alison…. Ona… ona umiera Nadine…. Lekarze wykryli u niej raka- oznajmiła łamliwym głosem a ja poczułam jak uginają mi się nogi. Gdyby Luke mnie nie złapał z pewnością bym upadła na ziemię.
- Co?- zapytałam nieprzytomnie- Ale jak to? Jakim cudem?
- Narzekała od kilku miesięcy na bóle w klatce piersiowej, więc poszłyśmy do lekarza, który zlecił tomografię….- słyszałam jak trudno jej się o tym mówi. W moich oczach pojawiły się łzy. Alison nie może umrzeć. Ona musi żyć. Musi zdać maturę, iść na studia, wziąć ślub, urodzić piękne dzieci. Jej życie nie może się skończyć w wieku siedemnastu lat
- Czy może mi ją pani dać do słuchawki?
- Nie wie, że z tobą rozmawiam. Zakazała mi o tym mówić tobie. Ale ja nie mogłam tego trzymać w sobie. Jesteś jej przyjaciółką, musisz o tym wiedzieć
- Dziękuję pani, że mi pani o tym powiedziała. Przylecę najszybciej jak się da- poinformowałam
- Dziękuję Nadine- wyszeptała po czym rozłączyła się. Nie hamowałam łez. To nie może być prawda. Moja Alison… moja piękna Ali.
- Nadine? Nadine co się stało?- zapytał Luke, gdy zobaczył moją twarz.
- Alison ma raka- na twarzy blondyna wymalował się szok. Natychmiast mnie do siebie przytulił. Zacisnęłam palce na jego koszuli i pozwoliłam łzom swobodnie w nią wsiąkać. Blondyn głaskał mnie po głowie uspakajając mnie.
- Michael- wyszeptałam, niespodziewanie się od niego odrywając.- On musi się dowiedzieć
- Dobrze. Chodź zawiozę Cię- pociągnął mnie w stronę auta.

 ----------------------------------------------------------------------------------------------
No i się pokomplikowało :/ Dziękuję wszystkim za komentarze i wyświetlenia ;) Zapraszam również na mój drugi blog You ruin me 
Do następnego ;*

14 Komentarzy = 14 rozdział

środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 12 "Chcę to wszystko naprawić"


Na początku moim celem był dom Archerów, jednak gdy u nich odpowiedziała mi cisza na moje pukanie, postanowiłem skierować swoje kroki w nieco inną stronę
- A to ty. Czego chcesz?- Alison tylko mnie widząc zmieniła swoje nastawienie
- Jest u ciebie Nadine?- zapytałem
- Nie ma a co? Przejrzałeś w końcu?- zakpiła
- A ty postanowiłaś zostać fanką kucyków Pony?- odgryzłem się, kiwając na jej szary T-shirt z kucykiem
- A nawet jeśli to nic ci do tego- już miała zamykać drzwi ale udało mi się zatrzymać je ręką
- Jeżeli wiesz gdzie jest Nadine, proszę powiedz mi- poprosiłem
- A to nie możesz do niej zadzwonić i sam się jej o to zapytać?- jej ton był przepełniony jadem.
- Masz mnie za idiotę? Dzwoniłem do niej kilkanaście razy ale nie odbierała
- Prawdę mówiąc tak. I wcale się nie dziwie Di, że Cię unika. Ja na jej miejscu nie chciałabym mieć z tobą nic wspólnego – warknęła i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Westchnąłem. Skoro nawet Alison nie chce mi pomóc, potrzebuje pomocy Anny.
***
- Nadine! Weź otwórz drzwi. Ja maluje sobie paznokcie- zrezygnowana odłożyłam długopis na zeszyt i skierowałam się w stronę drzwi. Spojrzałam uprzednio przez wizjer i zdziwiłam się na widok nieznanej mi blondynki. Szybkim ruchem odblokowałam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z nie za wysoką dziewczyną. Proste, jasne włosy sięgające ramion ukryte pod kapeluszem, do tego granatowy płaszcz i botki.
- Nadine Archer?- niepewnie skinęłam głową. Blondynka odetchnęła.- Annabelle Collins. Możemy porozmawiać?- zmarszczyłam brwi
- O czym?
- Przejdźmy się. Wtedy Ci wszystko wyjaśnię- poprosiła. Przez chwilę biłam się z myślami po czym zabrałam kurtkę i wsunęłam saszki na zmęczone stopy
- Wychodzę na chwilę!- krzyknęłam wychodząc
- Nie śpiesz się!- zdążyłam jeszcze usłyszeć nim drzwi całkowicie się zamknęły. Skierowałyśmy się z Anną do parku. Przez całą drogę milczałyśmy, co doprowadzało mnie do szału. Nie miałam pojęcia kim jest Anna ani czego ode mnie chce. W końcu dziewczyna przysiadła na jakiejś ławce, uprzednio strzepując z niej śnieg.
- Pewnie się zastanawiasz czego od ciebie chcę- zaczęła
- Nie ukrywam, że mnie to interesuje- przytaknęła
- Zostałam poproszona o to bym z tobą pogadała- prychnęłam. Że też nie wpadłam na to.
- Luke Cię przysłał tak?- blondynka skinęła spokojnie głową.- W takim razie przekaż mu, że nie mam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, na niego patrzeć, a tym bardziej być z nim w jakichkolwiek stosunkach!- krzyknęłam i zaczęłam odchodzić w stronę domu.
- Dobrze wiesz, że tak nie jest- krzyknęła za mną. Zatrzymałam się.
- Kim ty w ogóle jesteś by wmawiać mi coś w co nie jest prawdą?- oburzyłam się. Ta dziewczyna zaczynała mi grać na nerwach.
- Wściekasz się bo wiesz, że mam rację. Tylko nie potrafisz tego przyznać- Anna podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. Strzepnęłam ją.
- Dla mnie nie istnieje taka osoba jak Luke Hemmings. Możesz mu to przekazać- znów zaczęłam się od niej oddalać.
- Kochasz go! A on ciebie. Dlaczego musicie to wszystko utrudniać?- jęknęła a ja zamarłam. Czy ta dziewucha właśnie wmawia mi, że kocham Luke’a? Niedoczekanie. Spojrzałam na nią przez ramię.- Chodzi ci o tamtą dziewczynę, prawda? Nie wściekałabyś się na niego, gdybyś nie była zazdrosna- zatkało mnie. To co powiedziała… było prawdą? Czy to jest prawdziwy powód dlaczego jestem zła na Hemmings’a? Dlatego, że jestem zazdrosna? Już miałam powiedzieć, że nie zależy mi na Luku gdy usłyszałam kolejny głos.
- Nadine..- odwróciłam się i zobaczyłam niedaleko stojącego samego Luke’a
- Świetnie- mruknęłam do siebie, gwałtownie machając powiekami mi odegnać cisnące się do oczu łzy.
- To ja już pójdę. Zrobiłam swoje- poinformowała dziewczyna i odeszła zostawiając mnie sam na sam z blondynem.
- Czego ode mnie oczekujesz?- wykrztusiłam w końcu. Chłopak podszedł do mnie.
- Że mi wybaczysz- oznajmił. Prychnęłam zaciskając zęby i odwracając wzrok- Nadine, wiem że to co zrobiłem było głupie
- Mówisz o olaniu mnie czy o paradowaniu z Dianą?- przerwałam mu
- O obu. Nie wiem co sobie w ten czas myślałem, ale obiecuję że już się to nie powtórzy
- Puste słowa rzucone na wiatr- pokręciłam głową
- Nie w moim przypadku- zaczął grzebać po kieszeniach aż w końcu wyjął małe zawiniątko- Miałem Ci to dać jutro przed balem ale założyłem, że pewnie być nie przyszła, więc… to dla ciebie- położył mi pakunek na dłoni
- Myślisz, że parę słów i jakiś prezent mnie przekupią? Masz o sobie większe mniemanie niż myślałam- wcisnęłam mu pakunek z powrotem do rąk i odeszłam nie zwracając na jego wołanie.
***
- Próbujesz się zakatować czy jak?- krzyknęła Alison, gdy następnego dnia znalazła mnie na pływalni, gdy od kilku godzin trenowałam. Wynurzyłam się nad powierzchnię i podpłynęłam do niej
- Nie, przez te przygotowania do balu jestem do tyłu z treningami- oznajmiłam, sięgając po ręcznik.
- Ta jasne. A ja wyglądam jak Jessica Alba- odparła sarkastycznie
- Nie możesz mnie winić za to, że chce poprawić swoje wyniki- powiedziałam spokojnie
- Proszę Cię Nadine- jęknęła blondynka, machając ręką- Dobrze wiem czemu wszystkich unikasz. Ale wiedz, że ja zawsze Cię znajdę. No już wychodź z tej wielkiej kałuży i idź się przebrać
- Muszę jeszcze potrenować- zaprotestowałam.
- Wychodź albo sama po ciebie przyjdę- wzruszyłam ramionami i rzuciłam się na plecy odpływając- Nie uciekniesz przed problemami. Pamiętaj!- Krzyknęła na odchodnym. Przez chwilę obserwowałam ją po czym wróciłam do pływania
***
- Nie szykujesz się?- podniosłam wzrok znad książki i zobaczyłam stojącego w progu tatę. Pokręciłam głową
- To nie moje klimaty, dobrze o tym wiesz- mężczyzna zaśmiał się
- Wiem. W końcu po kim to masz?- uśmiechnęłam się- Ale mam wrażenie, że moją córcie dręczy Coś jeszcze. Problemy sercowe?- wzruszyłam ramionami- Opowiedz mi- sama nie wiem jak ale z moich słów zaczął płynąc potok słów mówiących o sytuacji z Lukiem. O tym jak się poznaliśmy, jak napisaliśmy wspólnie piosenkę. A potem o tej chorej sytuacji z Dianą. Gdy skończyłam tata wydawał się być zamyślony.
- Wiesz poznałem tego chłopaka o którym mówisz. Rozmawiałem z nim w cztery oczy nawet. I powiem Ci, że chłopak wydawał się być naprawdę w porządku- uniosłam brwi
- Luke tutaj był? Kiedy?
- Kiedy poszłaś z Carolyn na łyżwy. Rozmawiał z nami na temat twojej wycieczki do Australii
- Co?- jakiej wycieczki? O czym do cholery on mówił?
- Poinformował nas, że chciałby Ci pokazać swoje rodzinne miasto.
- Że słucham? Nie zgodziliście się prawda?
- Gdybym powiedział nie, skłamałbym. To jest świetny pomysł. Zawsze chciałaś tam pojechać- zerwałam się z łóżka i już miałam zamiar wybiec z pokoju, gdy zatrzymał mnie głos ojca
- Masz zamiar do niego iść w piżamie?- miał rację. Nie mogłam się pokazać na balu w wyciągniętym dresie. Podeszłam do szafy i zaczęłam przesuwać wieszaki szukając odpowiedniego stroju.
- Jednak Carolyn dobrze stwierdziła, że Ci się przyda- obróciłam się i zobaczyłam mamę z beżową sukienką na wieszaku. Podeszłam do rodzicielki
- Skąd wiedzieliście, że ja jednak pójdę?
- Przeczucie- mama uśmiechnęła się i wręczyła mi daną rzecz. Posłałam jej ciepły uśmiech i poszłam do łazienki się przebrać. Co jak co ale Carolyn ma dobre oko.
- Wyglądasz prześlicznie- powiedziała mama, gdy malowałam oczy kredką. Uśmiechnęłam się do jej odbicia.
- Jestem gotowa- poinformowałam
***
Sala gimnastyczna w odcieniach bordowego i białego wyglądała niemal jak jakaś sala bankietowa. Tłum uczniów gromadzących się na sali aby to potwierdzało. Na scenie już grał zespół, przez co mało co nie wpadłam na jakąś parę. Chłopaki byli ubrani normalnie i dzięki Bogu, bo nie wyobrażam Ashton’a siedzącego za perkusją w garniaku czy Michaela w marynarce. Chłopaki grali właśnie jakiś utwór Katy Perry a na parkiecie tańczyło kilkadziesiąt osób. Oparłam się o ścianę i przyglądałam się całej sytuacji
- Wiedziałam, ze jednak przyjdziesz!- usłyszałam głośny pisk przy uchu. Drgnęłam
- Cześć Alison. Piękna sukienka
- Dziękuję- dygnęła- Ty również prezentujesz się nie najgorzej. Co Ci się stało, że jednak tutaj przyszłaś?
- Ciekawość- wzruszyłam ramionami
- Jaasnee- przytaknęła- Jednak musi ci na nim zależeć skoro tutaj jesteś
- Nie, muszę się go zapytać po co chce mnie zabrać do Australii- blondynka pisnęła
- Co? Przecież to wspaniale. Zawsze chciałaś tam pojechać
- Tak ale…- blondynka uciszyła mnie gestem dłoni i zaczęła mnie ciągnąć w stronę sceny, gdzie akurat chłopaki zrobili sobie przerwę. No tak, że też się nie zorientowałam kiedy muzyka przestała grać.
- Wow, dziewczyny wyglądacie nieziemsko- Ashton gdy nas zobaczył zagwizdał
- Naciesz się tym widokiem. Minie długi okres zanim znów mnie zobaczysz w sukience- odparła Alison. Nie patrzyłam w stronę Luke’a ale czułam na sobie jego wzrok.
- A ty nie miałaś siedzieć w domu?- zapytał Michael, wskazując na mnie
- Stwierdziłam, że czas zrobić coś innego dziś niż siedzenie w domu- Australijczyk przytaknął. W tym momencie Calum oznajmił koniec przerwy i chłopaki zaczęli wchodzić z powrotem na scenę. Gdy przygotowywałam się by odejść, poczułam uścisk na łokciu
- Fontanna. Za dwadzieścia minut. Daj mi ostatnią szansę- spojrzałam na niego i kiwnęłam głową. Blondyn puścił mnie i wszedł na scenę.
- Chodźmy się bawić- zarządziła Alison, ciągnąc mnie na parkiet.
***
Jednak nie brania płaszcza było złym pomysłem. Stałam teraz przy fontannie i nerwowo wyczekiwałam na Hemmings’a. Moja irytacja wzrastała wraz z kolejnymi minutami. W końcu wyłonił się z budynku. Jego twarz pozostawała poważna, trudno było rozszyfrować jakiekolwiek emocje
- Spóźniłeś się- oznajmiłam poważnie
- Wiem i przepraszam. Dyrektor mnie zatrzymał- kiwnęłam głową. Nastała cisza, którą przerywały jedynie nasze świszczące oddechy.
- Wiesz to zabawne- zaczęłam- Chciałeś pogadać a tym czasem się nie odzywasz
- Ponieważ nie wiem od czego zacząć
- Najlepiej od początku.
- Wiem, że zachowałem się jak dupek i bardzo Cię za to przepraszam
- Powiedz mi coś czego nie wiem- mruknęłam- Może to co Cię łączy z Dianą?
- Z Dianą? Nic- zdziwił się chłopak
- Coś duże to ”nic”- przybliżyłam się do niego- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o wyjeździe do Australii?
- Wczoraj. Ale mi nie pozwoliłaś- kiwnęłam głową- A skąd ty o tym wiesz?
- Od taty. Wiesz już udało Ci się zaskarbić jego uwagę
- Chociaż u niego jednego- mruknął.
- Nie nienawidzę Cię, Luke- oznajmiłam- Ale musisz zrozumieć, że nadużyłeś mojego zaufania
- Wiem to. Dlatego chcę to wszystko naprawić

- Dobrze. Czekam na tego efekty- odparłam pewnie i wróciłam do środka 
------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam moje skarby! Jak wam mija tydzień? U mnie cienko, bo faceta od chemii się na mnie uwzięła.... Ale pociesza mnie fakt, że jeszcze tylko dwa dni i wolne! Jeeej! Dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia. To bardzo wiele dla mnie znaczy. Kocham Was <3
Do następnego ;*
12 komentarzy = 13 rozdział

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 11 "To mnie przerasta"

Siedziałam w pokoju i patrzyłym na przechodniów, gdy rozległo się pukanie. Odwróciłam zniechęcona wzrok od okna i przeniosłam je na drzwi.
- Masz gościa- poinformowała Carolyn.
- Nie chcę nikogo widzieć
- Jego raczej chcesz- otworzyła szerzej drzwi, bym mogła zobaczyć Caluma.
- Chcesz bym się obraził?- zapytał urażony
- Zostawię was samych- oznajmiła Carolyn po czym opuściła pokój. Brunet zamknął za sobą drzwi. Przesunęłam się trochę by zrobić mu miejsce. Chłopak posłusznie zajął miejsce naprzeciwko mnie, dodatkowo zabierając sobie kawałek koca.
- Jak ty wytrzymujesz z takim zimnem?- zapytał kiwając głową na padając śnieg.
- Kwestia przyzwyczajenia. Kto Cię przysłał? Alison czy Luke?
- Nikt. Nudziło mi się więc przyszedłem do ciebie. Michael jedynie podał mi adres.
- W takim razie w czym mogę służyć?
- Zabierz mnie na lodowisko. Chciałbym spróbować swoich sił w jeździe na łyżwach- myślałam, że Calum Hood nigdy mnie nie zaskoczy. A jednak.
- Jesteś pewien?- chłopak pokiwał pewnie głową- Ale nie biorę odpowiedzialności za to jeżeli coś sobie zrobisz
- Okej. Więc przebieraj się i idziemy- rozkazał
- Nie będę się przebierać. Więc w sumie to możemy już  iść
- A więc chodźmy- zaśmiałam się na jego optymizm. Dzięki Calumowi miałam tak dobry humor, że nawet zapytałam Carolyn czy do nas nie dołączy. O dziwo zgodziła się, więc kilka minut później byliśmy w drodze na lodowisko
***
- Dołączy do nas Ashton- poinformował Calum, gdy siedzieliśmy w kawiarni- Będzie za dziesięć minut.
- Już się wyspał?- zapytałam
- Gdy przylecisz do Australii dowiesz się co to znaczy strefy czasowe- odparł, upijając łyk czekolady
- Ta nie sądzę- mruknęłam
- Nigdy nic nie wiadomo- wzruszyła ramionami Carolyn- Mam ochotę na sernik. Ktoś chce?- Calum od razu uniósł rękę
- Weź też Ashtonowi. On wręcz uwielbia sernik- brunetka skinęła głową.
-A ty Nadine?- pokręciłam przecząco głową i zaczęłam mieszać swoją czekoladę. Dziewczyna oddaliła się w stronę lady
- Słyszałem dziś twoją rozmowę z Alison- zaczął niepewnie brunet
- Nie chcę o tym gadać- przerwałam mu
- Dobrze. Chce tylko powiedzieć, że Luke nie jest zainteresowany Dianą-  uniosłam wzrok i zmarszczyłam czoło- Odkąd poznał Ciebie, inne przestały go interesować
- Nic mi do jego życia towarzyskiego- odparłam hardo.
- Calumowi chodzi o to, że podobasz się Lukowi- do rozmowy wtrącił się Ashton, który niespodziewanie zjawił się przy naszym stoliku. Wsunął się na miejsce obok mnie- Cholera, on nie widzi poza tobą świata. Zakochał się niczym te dziewczyny z filmów, które uparcie ogląda moja siostra
- To nadal niczego nie zmienia- upierałam się.
- Serio Nadine? Jesteś aby tego pewna? Myślisz, że nie widzimy jak twoje oczy świecą się z radości gdy tylko go widzisz? Że nie wiemy, że gadacie ze sobą codziennie przez co tamten często przychodził na próby niewyspany? Jak upierał się by If you don’t know zostało wydane? Może ty jesteś jeszcze tego nieświadoma ale my widzimy co się dzieje- Ashton zakończył swój monolog delikatnym uśmiechem. Spojrzałam na nich analizując wszystko co mi powiedzieli.
- Cześć Ashton. Twój sernik- nie zauważyłam kiedy Carolyn wróciła. Podała kawałek ciasta Irwinowi a ten popatrzył na nią jakby była jakimś cudotwórcą. Kopnęłam go w nogę pod stołem i szatyn od razu się otrząsnął dziękując na ciasto. Carolyn zaczęła rozmawiać z dwójką Australijczyków a ja cały czas myślałam nad tym, czego się dowiedziałam. Podobałam się Lukowi, a przynajmniej tak sądzili jego przyjaciele. Czy on podobał się mnie? W jakimś stopniu tak. Owszem był przystojny, jak pozostała czwórka, znał się na żartach, potrafił pocieszyć, ale czy jestem w nim zakochana? Nie wiem, nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że niedługo zrozumiem
***
- Przestań go pożerać wzrokiem, tylko do niego w końcu podejdź- warknęła Alison, gdy następnego dnia przyłapała mnie jak obserwowałam Hemmings’a na próbie.
- Ale kogo?- zapytałam. Blondynka oparła dłonie na biodrach i spojrzała na mnie wymownie
- Dobrze wiesz o kim mówię. Rusz się
- Ale co ja mam powiedzieć. Nie odezwałam się do niego wczoraj
- Powiedz, że nie miałaś czasu. Wymyślisz coś- popchnęła mnie w kierunku sceny. Niepewnie ruszyłam w stronę chłopaka, czując jak dłonie zaczynają mi się pocić. Gdy ustałam przy Luke’u ten od razu uniósł wzrok. Jednak tym razem nie uśmiechnął się.
- Cześć Nadine- w jego głosie mogłam wyczuć złość? Ironię?
- Hej Luke. Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłam, byłam zajęta
- Taa słyszałem imponującą historię jak to Calum wywalił się na łyżwach. Ale o mnie się nie martw, nie nudziłem się.
- Widziałam- przytaknęłam, czując narastającą złość- No więc do zobaczenia
- Taa- odwróciłam się i posłałam wściekły wzrok blondynce, która zmarszczyła brwi zdezorientowana. Podeszłam do niej.
- Nienawidzi mnie. To było czuć od kilometra- poinformowałam, łapiąc za łyżeczkę i ścierkę.
- Tylko się boczy- machnęła dłonią
- Powiedział ”Ale o mnie się nie martw, nie nudziłem się” – nożyk, który trzymała Alison upadł na podłogę.
- A więc jednak- oznajmiła- Wczoraj byłam świadkiem jak Luke odwoził Dianę do domu. Już wpadł w jej sidła
- To koniec.- westchnęłam
- Nie nie jeszcze nie wszystko stracone. Może chłopaki mu przemówią do rozsądku- oznajmiła hardo i poszła na scenę, gdzie chłopaki mieli próbę
~*~
LUKE:
- Musimy pogadać. Poważnie- oznajmił Ashton, gdy wszedłem do kuchni. Wziąłem jabłko i oparłem się o blat
- Więc słucham- wzruszyłem ramionami
- Stary, co ty odpierniczasz?- wybuchł Michael. Wywróciłem oczami.
- O co wam znów chodzi?
- O to jak potraktowałeś dziś Nadine. Zachowałeś się jak kutas- dodał Calum
- I kto to mówi. A kto wczoraj był z nią na łyżwach?
- W czysto przyjacielskich stosunkach! To o to ci chodzi? To ci powiem, że byli z nami jeszcze Carolyn i Ashton- widok wkurzonego Caluma, to niecodzienny widok.
- Jeżeli nie chcesz tego zepsuć, radzę Ci w tej chwili do niej zadzwonić- oznajmił Michael, wręczając mi mój telefon
- A co jeżeli ona nie chce ze mną rozmawiać?
- W takim razie wytoczymy ciężką artylerię – odparł Ashton. Przeczuwałem, że to nie skończy się dobrze.

 ---------------------------------------------------------------------------------------
Heej skarby!;) Odzyskałam internet, więc wracam do was!:) Mam nadzieję, że się cieszycie:)
Wraca limit komentarzy to po pierwsze.
Po drugie ta historie się już kończy:( do końca dzieli nas 4 rozdziały + epilog. Wszystko już mam napisane więc nie będziecie musieli znów czekać kilka miesięcy:)
Do następnego ;*
10 Komentarzy= 12 rozdział

piątek, 24 października 2014

Rozdział 10"Nie daj sobą pomiatać..."

- Brian- wyszeptałam wystraszona
- Cześć Nadine. Witaj Alison. Ploteczki?- zapytał z uśmiechem. Kiwnęłam głową- Spokojnie Nad. Nic Ci nie zrobię. Już nie chowam urazy
- To... to świetnie- posłałam mu nerwowy uśmiech.
- W każdym bądź razie. Muszę już lecieć, jestem umówiony. Miło było was znów zobaczyć- pożegnał się i wyszedł. Odwróciłam się w stronę lekko zdezorientowanej blondynki.
- Bez komentarza- ostrzegłam, z powrotem zajmując swoje miejsce
*


- Cholera!- warknęłam, wkładając skaleczony palec do ust
- Pokaż to- rozkazała Carolyn, która momentalnie znalazła się obok mnie. Widząc ranę odrobinę się skrzywiła- Pójdę po opatrunek. A ty w tym czasie nie odleć- poinformowała, znikając za kuchennymi drzwiami.
- Dzięki za troskę!- zawołałam jeszcze za nią. Patrzyłam wszędzie, na niepozmywane naczynia, parę unoszącą się znad patelni,  drobiny kurzu, który osiadł na kwiatach. Nie znosiłam widoku krwi, czułam do niej wstręt od dzieciństwa. Westchnęłam w tym samym momencie, w którym Carolyn wróciła z opatrunkiem. Chwyciła mnie ostrożnie za dłoń i polała skaleczony palec wodą utlenioną. Syknęłam, krzywiąc się z bólu. Brunetka nakleiła plaster, po czym wyrzuciła do kosza pozostałości opakowania po nim.
- Idź pomóc rodzicom w porządkowaniu strychu albo odrób lekcje. Obojętnie, tylko mi się tu nie kręć- chciałam już zaprotestować, ale siostra wypchnęła mnie z pomieszczenia. Zrezygnowana powłóczyłam nogami do swojego pokoju. Widząc bałagan jaki w nim panuje jęknęłam. Na podłodze leżało pełno ubrań,  książek i kabli. Ostrożnie ominęłam stertę płyt i usiadłam na parapecie, wydostając ze spodni telefon. Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam czoło do zimnej szyby, czekając aż osoba po drugiej stronie odbierze.
- Cześć Nadine- odetchnęłam słysząc znajomy baryton
- Część Lucas
- Coś się stało? Jesteś jakaś przygaszona- w jego głosie można było wyczuć troskę.
- To tylko zmęczenie, nic poważnego. Co robisz?- zmieniłam temat
- Siedzę na łóżku i jestem w trakcie wygrywania z kuzynką w pokera.
- Wcale nie!- w tle usłyszałam damski głos- Wygrałam z nim już 3 razy- zaśmiałam się
- To ja może jutro zadzwonię?- zaproponowałam
- Przestań. Co u ciebie? Sukienkę na bal już masz?- zapytał
- Nie idę na bal- odparłam. W słuchawce zaległa cisza- Luke? Jesteś tam?
- Tak. Nadine Cassandre Archer dlaczego ty, jako 100% dziewczyna nie idziesz na bal? Myślałem, że już masz zrobione paznokcie i czekasz na ten dzień z niecierpliwością
- Widocznie, jeszcze nie poznałeś mnie jeszcze dobrze- odparłam hardo.
- Najwyraźniej- przytaknął- Ale leżeli nie przyjdziesz na bal to się na ciebie śmiertelnie obrażę
- To ma być groźba?- uniosłam nieświadomie brew
- Raczej obietnica
- Ale..
- Do zobaczenia we wtorek- przerwał mi, po czym się rozłączył. Z moich ust wyrwał się jęk pomieszany z wrzaskiem.
- Hemmings zaczynasz mi działać na nerwy- mruknęłam pod nosem
***
Wtorek przyszedł nim się obejrzałam. Uczniowie żyli balem. W szkole mówiono tylko o czwartku. Dziewczyny rozmawiały o tym co założą a chłopacy o tym ile wypiją. Za każdym razem gdy padało słowo „bal” miałam ochotę krzyczeć.
- Nadine do cholery, trzymaj tą drabinę a nie myślisz o Bóg wie czym- ups chyba Alison się troszkę zdenerwowała. Pani Walker była tak miła i postanowiła dzisiejszą lekcję Wosu przeznaczyć na pomoc komitetowi organizacyjnemu w przygotowaniach do tego nieszczęsnego balu. A Diana postanowiła mnie jeszcze dobić i przydzieliła mi i Alison, przypinanie materiału nad scenę.
- Wybacz. Już się ogarniam- posłałam zakłopotany uśmiech blondynce, która aby pokręciła głową z wątpieniem.
- Nie gniewam się ale naprawdę, mogłabyś trzymać tą drabinę bo nie uśmiecha mi się spędzenie świąt ze złamaną nogą
- Dobrze- przytaknęłam.
- I tak przy okazji. Dobrze Ci w tej fryzurze.- Ta no właśnie. Wczoraj moja świrnięta siostra stwierdziła, że moje włosy wyglądają tak tragicznie, że ona na moim miejscu nie mogłaby się pokazać na ulicy z takimi włosami i zafundowała mi wizytę u fryzjera. Na początku byłam przeciwna ale po długich godzinach namawiania mnie w końcu uległam. I jak widać słusznie.
- Nadine pójdziesz po szklanki? Są w skrzynce w schowku u woźnego- krzyknęła Diana, z drugiego końca sali. Pokazałam jej uniesiony kciuk i skierowałam się  w stronę metalowych drzwi prowadzących na korytarz. Minęłam szatnie, klasę od biologii i angielskiego by dopiero zauważyć schowek. Szklanki stały praktycznie w wejściu, więc mało brakowało a bym się o nie potknęłam. Klnąc na czyjąś głupotę, złapałam na skrzynkę i wróciłam na salę. Przekazałam je Dianie, po czym wróciłam do Alison, która teraz działa coś na scenie. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że blondynka podłączała głośniki i mikrofony.
- Ja pierdziele ale to skomplikowane- jęknęła, gdy znalazłam się obok niej
- Więc to zostaw. Niech zawołają kogoś z obsługi technicznej, w końcu to oni są od tego.
- A wystarczę wam ja?- obie momentalnie się obróciłyśmy i zobaczyłyśmy uśmiechniętego Michaela
- Mike!- pisnęła Alison, rzucając się chłopakowi na szyję. Zaśmiałam się
- Cześć blondi. Witaj Nadine- przywitał się
- Cześć. Miło Cię widzieć- odparłam
- Wiadomo. Ładna fryzura- posłałam mu ciepły uśmiech
- Dzięki. Sprawka Carolyn
- Podobają mi się. Te pasemko również. Niemal dorównujesz już mi- wskazał czarny pasek na swoich włosach.
- Rzeczywiście- przytaknęłam śmiejąc się.- To jak pomożesz nam?- zapytałam
- Jasne- od razu zabrał się do pracy i minutę później wszystko było podłączone. Widząc nasze miny zaśmiał się- Lata praktyki- wyjaśnił. Pokiwałyśmy głowami.
-  London baby!- rozmowę przerwał nam krzyczący na całą salę Ashton.
- A już miałam się pytać gdzie reszta- odezwała się Alison.
- Nadine, słońce ty moje, promyczku nadziei, najpiękniejsza gwiazdko na niebie, chodź do swojego Ash’a!- uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
- Dobrze, że Hemmings tego nie słyszy, bo wtedy Ashton miałby przewalone- zaśmiał się Michael. Wtedy szatyn zauważył nas i biegiem ruszył w naszą stronę. Momentalnie znalazłam się w jego niedźwiedzim uścisku
- Nie znoszę Cię Ashton. Zawsze musisz zrobić mi siarę?- zapytałam
- Oczywiście, w końcu od czego mnie masz?- zarechotał.
- A gdzie Calum i Luke?
- Matka natura ich wezwała- poinformował. Zmarszczyłam czoło
- Kto?- szatyn wywrócił oczami
- Toaleta. O Ali podrosłaś czy mi się wydaje?- przeniósł obiekt drwin na Alison, za co dziękowałam w duchu. Blondynka zaczęła na niego krzyczeć ale ja już nie zwracałam na nich uwagi tylko całą uwagę poświęciłam osobie stojącej w drzwiach. Mimo kilkudziesięciu godzinach lotu on ani trochę nie wyglądał na zmęczonego. Jego włosy były starannie ułożone a twarz promieniała szczęściem.
- Cześć Promyczku. Prawie Cię nie poznałem w tych włosach- rzucił po czym mocno mnie przytulił. Jego koszula była przesiąknięta zapachem perfum, płynu do płukania tkanin oraz gumą do żucia, mimo jednak dawała nikłe poczucie bezpieczeństwa.
- Cześć- przywitałam się i podeszłam do Caluma. Ten również mnie mocno uścisnął.
- Dobrze Cię widzieć Di
- Ciebie również Cal- podeszliśmy do reszty, po czym poszłam po Dianę. Dziewczyna mało co nie popłakała się z ekscytacji.
- Panowie to Diana Campbell, przewodnicząca komitetu organizacyjnego. Diano to są Ashton, Calum, Luke i Michael czyli mówiąc w skrócie 5 Seconds of Summer- brunetka przywitała się z chłopakami
- Mam nadzieję, że nie dacie plamy w czwartek- oznajmiła
- Gdzie tam- machnął ręką Ashton- Jesteśmy profesjonalistami
- W takim razie w porządku. Nadine zajmij się naszymi gośćmi- rozkazała i wróciła do swoich obowiązków.
- Nadęta sztywniara- prychnęła Alison- Nadine zajmij się naszymi gośćmi- blondynka zaczęła naśladować Dianę- Nadine wyczyść mi buty bo nasiąkły moim ego
- Daj spokój- starałam się uciszyć przyjaciółkę.
- Nie. Nie lubię jej i nie będę tego ukrywać. Myśli, że wszystko jej wolno- dałam znak Michaelowi by ją uspokoił. Ten natychmiast złapał ją za ramiona i zaprowadził na scenie, prosząc o pomoc w sprawdzeniu gitar.
- Dziewczyna ma w sumie rację- przytaknął Luke- Ta Diana strasznie się rządzi.
- Nie daj sobą pomiatać Nadine- dodał Ashton.
- Dobra muszę wracać do pracy- westchnęłam i wspięłam się na drabinę, wracając do podpinania materiału
***
- Albo mi się wydaje albo ta szajbuska próbuje Ci odbić chłopaka- powiedziała Alison, gdy wycierałyśmy szklanki. Spojrzałam w stronę sceny. Luke siedział na podłodze i nachylał się nad gitarą a Diana kucała przy nim nachylając się tak, by blondyn mógł zobaczyć jej dekolt.
- Może mu w czymś doradza- odparłam, wlepiając wzrok i przezroczystą szklankę. Alison odstawiła swoją szklankę z hukiem na stół.
- Cholera Nadine! Kiedy przestaniesz żyć  wszystko idealizując? Ta zdzira nie kryje się z tym, że Luke jej się podoba a ty po prostu nie chcesz przyjąć tego do wiadomości.
- To jest jego życie i może robić z nim co chce. Nic mi do tego.
- Dlaczego wy musicie to wszystko utrudniać. Podobasz się Hemmingsowi a on podoba się tobie. Czemu nie potraficie się do tego przyznać!?
- Dość! Nie będę rozmawiała na ten temat- odstawiłam szklankę na stół, po czym zabrałam swoje rzeczy i wyszłam ze szkoły z nikim się nie żegnając.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
TAK WIĘC! Małe sprawy organizacyjne:) Dziękuję za ponad 4000 tysiące wyświetleń, 8 obserwatorów i 14 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wielcy. Big love for you! Na razie jestem odcięta od internetu i nie mam za bardzo jak wstawić rozdziału. Dziś mi się poszczęściło i jestem u siostry:) Ale również dochodzi do tego wszystkiego nauka. Wiedziałam, że kierunek technik- handlowiec jest trudny ale nie aż tak. Tak więc mam napisane kilka rozdziałów do przodu ale mimo to na razie będą się one pojawiały rzadko
Naprawdę Was przepraszam i dziękuję za każdy zostawiony komentarz pod tym rozdziałem
Do następnego xx

sobota, 27 września 2014

Rozdział 9 "Małe komplikacje"

(MUSIC)
Myślałem, że zakupy z mamą są katorgą. Jednak Carolyn zdecydowanie ją przebiła. W ciągu 30 minut kupiła sobie trzy pary spodni, dwie sukienki, cztery bluzki, trzy szaliki, pięć par butów i 2 torebki.
- Teraz możemy kupić coś dla Nadine- oznajmiła, gdy wychodziliśmy z Diverse.
- Nogi Cię nie bolą?- zapytałem, poprawiając okulary na nosie
- Nie. Chodź chodź musimy się z tym dziś uwinąć- klasnęła w dłonie i pobiegła do kolejnego sklepu. Wywróciłem oczami i zrezygnowany poszedłem za nią. Zapowiadało się długie i wyczerpujące popołudnie
*
- Potrzebuję kawy- oznajmiła brunetka podczas drogi powrotnej.
- W środku dnia?- uniosłem brwi w geście zdziwienia
- Jestem nałogowcem. Też chcesz ?- pokręciłem przecząco głową. - Jak wolisz- wzruszyła ramionami i wysiadła z samochodu. Oparłem się czołem o boczną szybę i spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Jedna wiadomość od Caluma
"Jak tam? Już na miejscu?" Westchnąłem i wziąłem się za odpisywanie.
"Doleciałem wczoraj wieczorem ale od razu poszedłem spać. Sorka" Schowałem telefon do kieszeni i znów oparłem się głową o szybę, przymykając oczy. Wtedy coś, a raczej ktoś zapukał w szybę. Gwałtownie otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącą obok mnie Alison. Ta kiwnęła bym wysiadł
- Co ty tutaj robisz? Nie mieliście przylecieć we wtorek? Gdzie chłopaki?- zadawała pytanie jedno za drugim.
- Też się cieszę, że Cię widzę Alison. Przyleciałem tutaj w sprawach osobistych. Chłopaki przylecą we wtorek- poinformowałem.
- Te sprawy osobiste są związane z Carolyn?- zapytała- Wiem, że to jej auto, więc nie próbuj kłamać.
- Chciałem kupić coś dla Nadine. Carolyn mi pomogła to wybrać- poinformowałem- A ty co tutaj robisz?
- Poszłam z Nadine po kawę- odparła
- Co? Nadine tutaj jest? Ona nie może się dowiedzieć, że tutaj jestem- momentalnie zarzuciłem kaptur na głowę i lekko się skuliłem.
- Czemu?- nie ma co Alison to prawdziwa blondynka. Wywróciłem oczami.
- Może dlatego, że powiedziałem jej, że przylatujemy we wtorek? Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?
- Było trzeba nie kłamać- rzuciła i zaczęła kierować się w stronę małej kawiarni. Dogoniłem ją i zmusiłem by się odwróciła.
- Alison proszę nie mów Nadine, że jestem w Londynie- spojrzałem na nią błagalnie. Na twarzy blondynki można było odczytać różne emocje. W końcu westchnęła
- Dobra ale jeżeli coś odwalisz to ja nic nie miałam z tym wspólnego- oznajmiła hardo
- Dziękuję- odetchnąłem i puściłem jej łokieć.
- Cześć Luke- pożegnała się i weszła do środka budynku. Ja sam zaś wróciłem do auta i tam cierpliwie czekałem na starszą Archer.
***
"Kawa? A może ciastko? Proszę wyjdź ze mną z domu bo oszaleję zaraz" Zaśmiałam się gdy przeczytałam wiadomość od Alison.
"Jasmine czy Dylan?:)"
"Gorzej. MAMA://///"
"Niech zgadnę. Nie posprzątałaś pokoju"
"Dzyń dzyń dzyń dzyń" Wybuchłam śmiechem na cały pokój. Typowa Alison, zawsze problem ze sprzątaniem pokoju.
"Przecież tak trudno posprzątać ubrania z łóżka. Ehh:/"
"Nie śmiej się ze mnie Archer, tylko chodź ze mną na ciastko"
"No dobra, ale ty stawiasz:D"
"Yhh niech stracę. Masz 10 minut" W biegu przebrałam się z rozciągniętych dresów w legginsy i przeczesałam włosy szczotką. Zabrałam jeszcze telefon z biurka i zbiegłam na dół by założyć płaszcz i buty
- Nadine gdzie idziesz?- wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos mojej mamy obok siebie.
- Z Alison na ciasto. Coś potrzebujesz?- zapytałam zakładając szalik.
- W sumie to mogłabyś kupić galaretkę żurawinową. Tata dziś wraca- na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Mój ojciec jest pilotem i w domu bywa tylko na święta. Ostatnio widziałam do na zakończeniu roku szkolnym, więc tym bardziej się za nim stęskniłam.
- Nadine idziesz do sklepu?- momentalnie koło mamy zjawiła się Carolyn- To weź kup mi 3 babeczki, karton soku pomarańczowego i najnowszy numer Vogue. Kasę ci później oddam- wywróciłam oczami i pożegnałam się z nimi. Alison już czekała na mnie na podjeździe.
- Trzy minuty spóźnienia. I już nie dostaniesz darmowej coli- zacmokała z dezaprobatą. Uderzyłam ją w ramię.
- Ruszaj. Ruch blokujesz- blondynka pokazała mi język ale posłusznie odjechała z podjazdu.
*
-I czaisz, że on wtedy do mnie "Wszędzie zostawiasz swoje graty. Skąd mogłem wiedzieć, że to twoja odżywka a nie płyn do płukania ust". Co za debil mógł to pomylić?- wybuchłyśmy głośnym śmiechem. Siedziałyśmy właśnie w KFC i jadłyśmy frytki.
- Rozumiem gdyby butelki były bez etykiet, ale one były podpisane
- Dylan zdecydowanie potrzebuje okularów- skwitowałam, wkładając kolejną frytkę do ust.
- On potrzebuje przede wszystkim wizyty u psychologa- odparła.- A teraz zejdźmy na inny temat. Co byś chciała na urodziny?
- Znowu zaczynasz?- wywróciłam oczami- Niczego nie chce.
- Oj przestań Nadine. Muszę Ci coś kupić. Co byś chciała. Luke'a dostaniesz we wtorek więc jego Ci nie dam
- Zaraz Ci przywale- ostrzegłam
- Ale cicho. Nie skończyłam. Co powiesz na małą pandę? Może jak pogadam z Dylanem to uda mu się załatwić...
- Może od razu całe zoo?- wtrąciłam
- Ej ej. Ty chcesz żebym zbankrutowała?
- To może zamiast tej pandy, to kupisz mi małpkę kapucynkę? - wyszczerzyłam zęby.
- A może zamiast tego pawiana? Będzie Ci świecił gołym tyłkiem- zaproponowała. Skrzywiłam się.
- To ja chyba podziękuję- zaśmiałam się- Cokolwiek kupisz, będzie dobre. Ważne byśmy ten dzień spędziły razem- uśmiechnęłam się ciepło
- Oj oj tylko się tu zaraz nie rozpłacz- rzuciłam w nią zwiniętą serwetką.
- Jak możesz Mathers! Ja ci tutaj takie rzeczy wyznaje a ty mnie wyśmiewasz- blondynka nie potrafiła się uspokoić i już trzymała się za brzuch, praktycznie dusząc się ze śmiechu.- Dobra ja idę do łazienki. Ogarnij się w tym czasie. Aż wstyd z tobą siedzieć- oznajmiłam i wstałam z krzesełka. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym na kogoś nie wpadła.
- Przepraszam. Moja wina- usłyszałam męski głos. Zamarłam.
---------------------------------------------------------------------------------------
No no spisaliście się:) Było 6 komentarzy a więc wstawiam 9!:D I hope you like it xx Jak myślicie kto był osobą ,na którą wpadła Nadine? Czekam na wasze propozycję. Teraz aby ukazał się następny rozdział, musi być
8 komentarzy

Do następnego xx

sobota, 20 września 2014

Rozdział 8 "If today I woke up with you right beside me "


Notatka pod rozdziałem! Koniecznie przeczytaj!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się gwałtownie w chwili, gdy Alison tak się rozepchała na moim łóżku, że mnie z niego zrzuciła. Podniosłam się z paneli, pocierając obolały łokieć i skoczyłam na łóżko mocno po nim skacząc.
- Wstawaj! Piękna pogoda za oknem
- Spadaj- mruknęła blondynka zmieniając pozycję- I wcale, że nie. Mamy grudzień, wszędzie jest pełno śniegu i temperatura nie sięga 10 stopni. Daj mi spać
- Nie! Natychmiast masz podnieść swój tłusty tyłek i wstać- dziewczyna podniosła się i popatrzyła na mnie oburzona
- Tłusty? Jak możesz Archer. Wszystko powiem Luke'owi, zobaczysz.
- Świetnie, ja też poskarżę się Michael'owi we wtorek- odgryzłam się
- Jak to we wtorek?- zapytała zdziwiona
- Przyjeżdżają by 16 zagrać na balu u nas w szkole
- Nie gadaj. W ten wtorek?
- Tak blondynko. W ten wtorek, nie masz kalendarza czy jak?
- Odwal się. To się świetnie składa, poświętujemy twoje urodziny
- Już Ci mówiłam, nie będziemy nic świętować- poinformowałam wyciągając sweter i jakieś jeansy z szafki
- Oj no przestań Nad,  będzie fajnie. Tylko nasza 6, no i może Carolyn. Mogę Ci nawet upiec tort- spojrzałam na nią z szokiem
- Może lepiej nie. Zbieraj się idziemy do szkoły- rozkazałam
- Że słucham? I kto tu nie ma kalendarza, dzisiaj jest sobota. Nigdzie nie idę- fuknęła blondynka
- Owszem idziesz. No już ruchy- krzyknęłam z łazienki
- Spadaj Archer, dziś zamierzam cały dzień spędzić w łóżku- odkrzyknęła.
- W takim razie na pewno nie w moim- oznajmiłam, wychodząc z łazienki. Blondynka posłała mu rozbawione spojrzenie i zakopała się głębiej pod kołdrą
*
- Ty widziałaś jej minę?- zagadała Alison, gdy wychodziłyśmy ze szkoły
- Kogo?- zapytałam zdziwiona. Blondynka posłała mi apatyczne spojrzenie.
- Jak to kogo? Diany.
- Ucieszyła się po prostu- wzruszyłam ramionami, wrzucając torbę na tylne siedzenie.
- Ucieszyła? Jeszcze chwila i by się posikała z ekscytacji- zakpiła blondynka.
- Włącza Ci się instynkt suki, Al. Weź Rutinoskorbin- poradziłam
- Nie jesteś śmieszna Archer- rzuciła, zapinając pasy.
- A ty z pewnością nie wyglądasz na ogarniętą- odgryzłam się. Dziewczyna nie odezwała się, więc w spokoju wyjechałam z parkingu

*
- Spakowany?- odwróciłem się i zobaczyłem moją rodzicielkę w progu.
- Jedziemy tam tylko na tydzień. W razie czegoś zapomnę to kupię w Londynie. Tata już gotowy?- zapytałem. Nadine oznajmiłem, że przyjeżdżamy we wtorek. Chłopaki owszem ale ja wylatuję już dziś. Chciałbym kupić coś Nadine na urodziny a Carolyn zgodziła się mi pomóc. To także ona będzie czekać na mnie na lotnisku, bo jak to stwierdziła "W domu nie ma co robić". Nie narzekam, zawsze będzie się do kogo odezwać.
- Tak. Czeka w samochodzie. Wracaj szybko- kobieta uścisnęła mnie i wyszła z pokoju, ukrywając jak mogła łzy spływające po jej policzkach. Zabrałem torbę i ostatni raz rozglądając się po pokoju, opuściłem mój rodzinny dom. Uścisnąłem jeszcze Jack'a i Celeste po czym wsiadłem do auta i odjechałem wraz z ojcem na lotnisko...
Przez cały lot nie zmrużyłem oka. Wpatrywałem się w okno i myślałem o wszystkim. Zaczynając od szkoły kończąc na koncertach w przyszłym roku. Chyba zdecydowanie tego potrzebowałem. Nie zwracałem uwagi na nic, nawet na trajkoczącą o pierdołach obok mnie Carolyn. Na prawdę, ile można nadawać przez cały dzień?
- Carolyn, mogłabyś mi odpuścić? Mogę Ci nawet kupić tę torebkę o której z takim zamiłowaniem rozmawiasz od 5 minut- brunetka spojrzała na mnie urażona- Właśnie przebyłem 23 godzinny lot. Wybacz mi ale jestem padnięty i wszystko o czym teraz marzę to kąpiel i łóżko
- Umowa stoi- dziewczyna automatycznie się rozchmurzyła- To tutaj. Wpadnę jutro koło 10, więc bądź już gotowy. Zadowolić Nadine to zadowolić najgorszego krytyka- takimi miłymi słowami pożegnała mnie i odjechała z piskiem opon. Pokręciłem z powątpieniem głową i wspiąłem się po niewielkich schodkach. Nie zdążyłem unieść dłoni by zapukać gdy drzwi otworzyły się a w progu stała moja kuzynka- Anna.
- Już myślałam, że nie dotrzesz dzisiaj Hemmings- oznajmiła.
- Przykro mi, że Cię rozczarowałem Collins- odpowiedziałem, ściskając drobne ciało blondynki. Wpuściła mnie do środka i zaprowadziła mnie do kuchni- gdzie jak się okazało, była pozostała część rodziny. Bliźniaki jedli płatki a Meredith, najstarsza z rodzeństwa zmywała naczynia. Widząc mnie, wytarła dłonie w ścierkę i wyszła mi na powitanie.
- Dawno Cię u nas nie było Luke. Co się stało, że postanowiłeś nas odwiedzić?- brunetka wskazała mi krzesło, które posłusznie zająłem.
- Stęskniłem się po prostu- wzruszyłem ramionami. Anna prychnęła.
- Taa a ja jestem małpą wielkości słonia
- Niewiele Ci do niej brakuje- odgryzłem się
- Przynajmniej nie jestem wysoka jak....
- SPOKÓJ!- rozkazała Meredith- Luke pewnie jesteś głodny. Co ci zrobić na kolację?
- Głodny to nie. Tylko zmęczony- westchnąłem.
- No dobrze. Twój pokój już na Ciebie czeka. Drogę znasz- uśmiechnęła się i powróciła do poprzedniego zajęcia. Posłałem ostrzegawcze spojrzenie Annie i po uściskaniu bliźniaków- Daisy i Issaca, skierowałem się po mahoniowych schodach do pokoju, który zazwyczaj zajmowałem, podczas moich wizyt w Anglii. Nie był on jakiś ogromny ale wystarczyło mi to, że był przytulny i nie wpadało tutaj tak dużo promieni słonecznych. Wyjąłem telefon i portfel z kieszeni i odłożyłem je na biurko a sam rzuciłem się na łóżko. Nie miałem siły nawet na to by się wykąpać. Spojrzałem w okno i wpatrywałem się jak delikatne płatki śniegu roztapiają się na szybie. Nie zwróciłem nawet uwagi, która była godzina gdy zasnąłem
*
Ciche chichoty niedaleko mnie obudziły mnie ze snu. Przetarłem zaspane oczy i zobaczyłem rozbawione bliźniaki. Siedzieli po obu stronach łóżka i wpatrywali się we mnie nie kryjąc śmiechu. Uniosłem brew i już miałem się ich zapytać co robią na moim łóżku, kiedy do pokoju wpadła Anna.
- A wy co tutaj robicie? Wynocha!- rozkazała, wskazując palcem na drzwi. Parka szybko się zabrała i z piskiem uciekli z pokoju.
- Która godzina?- zapytałem, usilnie szukając swojego telefonu
- Piętnaście po dziesiątej. Wstawaj, jakaś dziewczyna czeka na ciebie w kuchni- oznajmiła i wyszła. W tym czasie ja zerwałem się z łóżka i zabierając jakieś ubrania i bieliznę z torby wpadłem do łazienki.
10 minut później już zbiegałem po schodach, w pośpiechu zakładając sweter
- Proszę tylko nie krzycz- wydyszałem, gdy zobaczyłem siedzącą Carolyn
- 25 minut spóźnienia ale któż by to liczył- machnęła ręką- To oznacza dodatkowe 25 minut chodzenia po sklepach- uśmiechnęła się i sięgnęła po swój płaszcz- Maraton zakupowy czas zacząć Luke- oznajmiła z zadowoleniem
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Iiii szału nie ma, dupy nie urywa. Dziękuję za ponad 3100 wyświetleń i 4 komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jednak by was zmotywować rozdziału nie będzie jeżeli pod tym rozdziałem nie będzie

minimum 6 KOMENTARZY!!!!

Buźka i do następnego xx

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 7. "Right next to you"

MUSIC

Cicho zamknęłam za sobą drzwi, jednocześnie zdejmując torbę z ramienia. Cisza jaka panowała w domu była niemal przygnębiająca. Zrezygnowana rozebrałam się i powłóczyłam nogami w stronę kuchni. Na szafce znalazłam talerz naleśników o obok kartkę, ze schludnym pismem Carolyn
"Spróbuj się nie otruć. Buźka xx" Zaśmiałam się krótko pod nosem i kręcąc z niedowierzaniem głową, wstawiłam kilka naleśników do mikrofalówki. W czasie gdy mój "obiad" się odgrzewał, ja zrobiłam sobie kakao (  tak jestem jego wielką fanką, i tak byłabym w stanie całować po stopach jego twórcę). Z gotowym posiłkiem poszłam do salonu aby do końca zatruć sobie mózg jakimiś Talk Show'ami. Wepchałam sobie jednego naleśnika do ust i wczułam się w akcję problemów dzisiejszych nastolatek

#

Usiadłam przed laptopa, wycierając wilgotne włosy granatowym ręcznikiem. Zalogowałam się na Skype'a i już miałam dzwonić do Alison, kiedy na monitorze wyświetliło się imię przewodniczącej komitetu . Pełna zdziwienia odebrałam
- Cześć Nadine, mam sprawę- rzuciła prosto z mostu
- O co chodzi?
- Masz czas jutro po szkole? Chciałabym z tobą pogadać o pewnej ważnej sprawie- Diana wydawała się być naprawdę przejęta.
- Tak raczej, tak. A o co chodzi?
- Jutro Ci wszystko wytłumaczę. Możemy się spotkać w Selvyn o 15?
- Pewnie. Ale o co chodzi
- Na prawdę wszystko Ci jutro wytłumaczę. Musze lecieć pa- i się rozłączyła
- Taa, pa- powiedziałam już do swojej tapety. No i super, zostawiła mnie bez żadnej odpowiedzi. Westchnęłam i zadzwoniłam do zapewne jedzącej Alison. Tak jak myślałam, odebrała z talerzem frytek w ręku.
- Pójdzie ci w tyłek- rzuciłam na przywitanie
- Mam to gdzieś. Frytek nigdy sobie nie odmówię- odparła z pełną buzią- Co tam Nad? Czemu masz taką dziwną minę?
- Przed chwilą dzwoniła Diana
- Ta sztywniara z Komitetu Organizacyjnego?- wtrąciła
- Tak, dokładnie ta. Chce się ze mną jutro spotkać i obgadać jakąś sprawę- wyjaśniłam
- Jaką?- w buzi blondynki znów znalazła się garść frytek
- Tego nie wiem- wzruszyłam ramionami- Ale wiem jedno. Że zaraz wybuchnę z niewiedzy
- To jak wybuchasz to nie poplam tej swojej niebieskiej bluzki. Chciałabym sobie ją przywłaszczyć po twojej śmierci- poinformowała
- Pff zapomnij. Założę ją na pogrzeb- zaśmiałam się
- Co tam u Lucaska?- zagaiła
- A u Mikiego?- odgryzłam się
- Dobra tym razem Ci się udało- zagryzła wargę
- Jak zawsze- prychnęłam
- No chciałabyś- zaśmiała się. Przez resztę rozmowy gadałyśmy o błahych sprawach jak szkoła (XD) i najnowsze filmy. Po 24 pożegnałyśmy się i położyłam się spać

#

- Przepraszam za spóźnienie- wydyszałam, zajmując miejsce naprzeciwko Diany
- Nic się nie stało. Cieszę się, że przyszłaś- brunetka uśmiechnęła się
- Więc co to za sprawa?- palnęłam od razu
- Niecierpliwa niczym Alison. Dobrze- nachyliła się w moją stronę- Doszły mnie słuchy, że znasz pewien zespół
- Tak- przytaknęłam
- Otóż dyrektor postanowił, by na szkolną potańcówkę zamówić jakiś zespół
- Nie wiem, czy chłopaki nie mają czegoś zaplanowego- zaczęłam
- Bardzo Cię prosze Nadine, jeżeli nie uda mi się załatwić tego zespołu to zawale po całości- jej oddech przyśpieszył a oczy niebezpiecznie zaszkliły się- Na prawdę zależy mi na tym stanowisku
- Spokojnie. Zadzwonię do Luke'a i się zapytam czy mają coś zaplanowane- wyciągnęłam telefon i szybko wybrałam numer chłopaka, uspakajając brunetkę
- Nadine. Jest jakiś poważny powód dlaczego mnie budzisz w środku nocy czy po prostu lubisz robić mi na złość?- w słuchawce odezwał się zaspany głos blondyna.
- Po to zadzwonię za kilka godzin. Teraz jest sprawa. Daję Cię na głośnik- poinformowałam i przełączyłam na tryb głośnomówiący
- No więc co się stało?
- Jest taka mała sprawa. Macie załatwione jakieś koncerty tak 16 grudnia?- zapytałam
- Nie, o ile dobrze pamiętam a co już wymyśliłaś?- ziewnął. Kiwnęłam do brunetki by się odezwała. Ta pokręciła przecząco głową, wciąż będąc w szoku. Wywróciłam oczami i kontynuowałam
- Ja, Diana oraz nasz Dyrektor chcielibyśmy was poprosić byście zagrali na zimowej potańcówce u nas w szkole- w słuchawce zaległa cisza- Luke?
- Słuchaj Nadine, sam Ci nie mogę nic obiecać. Muszę się zapytać Matt'a i chłopaków. Z samego rana do nich zadzwonię i zobaczę co da się zrobić- westchnął
- Proszę Lukey, zrób co się da. Diana na prawdę potrzebuje punktów za organizację tego balu by dostać się do collegu- brunetka uniosła brwi w zdziwieniu. Pokazałam jej, że ma milczeć.
- Dobrze, postaram się. A teraz daj mi spać
- Dziękuję. Jakoś Ci się odwdzięczymy- pisnęłam
- Odwdzięczycie się jeżeli dacie mi w końcu spać- poinformował
- Dobrze. Dobranoc- pożegnałam się i połączenie zostało urwane.- Musiałam powiedzieć o tych punktach. Inaczej by się nie postarał- wyjaśniłam dziewczynie
- Nadine i tak Ci dziękuję. Jeżeli to wypali to będę Ci dłużna do końca życia- machnęłam ręką
- Tylko do 40- zaśmiałyśmy się
- Naprawdę bardzo Ci dziękuję. Musze lecieć odebrać balony i szarfy- oznajmiła zabierając z krzesła kurtkę i torbę
- Nie ma za co i powodzenia- zawołałam jeszcze za nią. Pomachała mi przez szybę i zniknęła wśród londyńskiego tłumu.

#


- Rozwalisz mi ścianę- zwróciłam się do leżącej na moim łóżku Alison, któr aktualnie zwisała głową w dół i rzucała piłką od tenisa w brązową ścianę. Był piątek a my zamulałyśmy we dwie w domu.
- Mam ochotę na gofry. Twoja mama jest w domu?- zapytała
- Nie namówisz ją by Ci zrobiła gofry- ostrzegłam
- A chcesz się przekonać?- momentalnie zerwała się z łóżka i pobiegła w stronę kuchni. Ruszyłam za nią i przeżyłam lekki szok, widząc moją mamę nalewająca ciasto do gofrownicy. Serio? Czy dziś cały świat jest przeciwko mnie? Najpierw jedynka z niemieckiego, potem jakiś kretyn wylał na moją bluzkę sok a teraz jeszcze to. Blondynka spojrzała na mnie szeroko się uśmiechając- Widzisz? Nie musiałam nic mówić
- Zwykły fart- skwitowałam siadając przy stole i zakładając nogi na jego róg
- Nogi ze stołu!- moje nogi znalazły się dużo szybciej na podłodze niż były założone na stole. W tym momencie usłyszałam jak Carolyn schodzi po schodach żywo z kimś rozmawiając przez telefon
- Już Ci ją daję do telefonu... Właśnie ją znalazłam.... No to w takim razie mam nadzieję, że niedługo zostaniemy sobie przedstawieni
- Czy to jest mój telefon?- zapytałam, wskazując na komórkę, którą trzymała w ręku
- Tak, to jest twój telefon. Zostawiłaś go w pokoju a zaczął dzwonić- poinformowała- Mmmm gofry. Cześć Luke- przekazała mi przedmiot a sama dołączyła do jedzącej Alison

LUKE'S P.O.V.
- Czy to jest mój telefon- usłyszałem stłumiony głos należący do Nadine
- Tak, to jest twój telefon. Zostawiłaś go w pokoju a zaczął dzwonić- poinformowała Carolyn siostrę, ze stoickim spokojem- Mmmm gofry. Cześć Luke- pożegnała się i po chwili słyszałem cichy szmer
- Nie wiem co Ci gadała ale nie wierz jej. To podstępna żmija- powiedziała Nadine, bez żadnego "cześć" ani "jak ci minął dzień?" Chociaż bardziej odpowiednim słowem byłaby "noc" gdy w Australii dzień się dopiero zaczynał
- Wydawała się być miła. Zapraszała mnie do was- zaśmiałem się
- Bo chce Cię obczaić. No więc co tam?
- Pytałem się Matta i chłopaków i zgodzili się- usłyszałem jak dziewczyna głośno wypuszcza powietrze z płuc.
- No no postarałeś się- w końcu odezwała się- Posyłam ci wielki uścisk, przez telefon- zaśmiała się- A tak na serio dziękuję
- Nie ma za co. W końcu nie chcę by ta Diana nie dostała się do swojego wymarzonego collegu
- A właśnie co do tych punktów, to trochę skłamałam- wiedziałem, że wtedy gdy mnie prosiła o tą "drobną" przysługę
- Jak mogłaś. Jak ja Ci teraz zaufam? Nie no taki żarcik, wiedziałem że kłamiesz
- Skąd?
- Bo gdy mówiłaś o brakujących punktach w twój ton wepchnęła się nerwowa nuta. Wtedy wiem, że kłamiesz
- No no Hemmings, nie spodziewałam się, że zwracasz uwagę na takie szczegóły. Alison zostaw trochę dla mnie!- momentalnie odsunąłem telefon od ucha gdy brunetka krzyknęła- Przepraszam muszę kończyć albo przyszła pani Clifford zeżre mi wszystkie gofry. Jeszcze raz dzięki- nie zdążyłem odpowiedzieć, bo dziewczyna już się rozłączyła. Westchnąłem i powróciłem do strojenia swojej gitary.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam! Zawaliłam ten rozdział po całości. Nadal jestem u siostry ale na chwilę wpadłam do domu i znalazlam czas by dodać ten rozdział. Dziękuję za ponad 1300 wyświetleń:)
Jak też widać, szablon został zmieniony. Za jego wykonanie dziękuję cudownej Latte z http://szablono-sfera.blogspot.com

Na Wattpadzie pojawiła się nowa historia, pisana również przeze mnie:) Serdecznie zapraszam http://www.wattpad.com/63976453-you%27re-the-one-l-h-fanfiction
No i cóż, do następnego! xx
Enjoy xx

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 6. "Nie warczę na ciebie, jestem po prostu poddenerwowana"

2 tygodnie później
Music

- Co planujesz na swoje 17 urodziny? Jakaś imprezka?- zapytała Alison, przyglądając się swoim zielonym paznokciom, gdy siedziałyśmy na francuskim, a panny Tresmontant nie było aktualnie w klasie.
- Prawdę mówiąc, nie zastanawiałam się jeszcze nad tym- powiedziałam niepewnie
- Nie myślałaś?!?- krzyknęła na całą klasę, sprowadzając na nas całą uwagę- To już za tydzień- powiedziała ciszej.
- No co ty. Nie wiedziałam- powiedziałam sarkastycznie. Blondynka spojrzała na mnie urażona
- Ej to, że chłopaki wrócili do Australii nie jest moją winą, więc przestań na mnie warczeć- syknęła na co ja zamarłam.
- Wcale na Ciebie nie warczę- oznajmiłam- Po prostu, jestem poddenerwowana bo niedługo zawody a ja jeszcze nie dostałam okresu- skłamałam. Alison miała racje. Chłopaki wrócili do Sydney i po części dlatego byłam w nieco gorszym humorze. Nie wiem jak ja funkcjonowałam przed ich poznaniem ale teraz czuję się jakby ktoś zabrał mi moją weselszą połowę. Ale też byłam lekko poddenerwowana, bo wraz z Lukiem napisaliśmy wspólnie piosenkę dla zespołu i miał ją przedstawić chłopakom i ich manager'owi. Taa można się domyśleć, nie odezwał się do tej chwili a minęło... siedem dni. SIEDEM pieprzonych dni, w ciągu których nie wysłał nawet sms, o tym że piosenka się spodobała/ bądź nie spodobała, że chłopacy są za/ bądź przeciwko jej nagraniu. Nic, kompletnie nic.
- Jak tam chcesz- usłyszałam westchnięcie blondynki. Przejechałam dłonią po włosach i wyciągnęłam telefon z kieszeni jeansów. Westchnęłam, żadnej wiadomości. Pokręciłam zrezygnowana głową i z powrotem schowałam przedmiot do kieszeni. Wlepiłam wzrok w zeszyt i tak pozostałam do końca lekcji
*
Siedziałam znudzona przy fortepianie i wystukiwałam nieznajomy rytm, mało co nie zasypiając. Luke w dalszym ciągu się nie odezwał. Tak wiem, teraz sobie myślicie "Zachowuje się jak typowa nastolatka, dajcie już spokój, to się staje nudne" ale mi naprawdę zależy na tym by ta piosenka została nagrana, zaczęłam mieć do niej sentyment. Sfrustrowana uderzyłam mocniej w klawisze i wydałam z siebie oburzony dźwiek. Zatrzasnęłam zła pokrywę i poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w dresy i rzuciłam się na łóżko pozostawiając siebie swoim myślom. I gdy sen już powoli zaglądał mi w oczy dźwięk dzwoniącego telefonu wydawał się aż nazbyt uciążliwy. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, nie chcąc robić jak najmniejszych ruchów. Najzwyczajniej mi się nie chciało. Zaklęłam siarczyście, gdy przedmiot spadł z etażerki i z głośnym łoskotem upadł na panele. Zrezygnowana podniosłam się z łóżka i podniosłam go z podłogi, odbierając połączenie.
- Daj mi chodź jeden dobry powód, dla którego nie powinnam wsiąść do tego pieprzonego samolotu i polecieć do Ciebie tylko po to by skopać twój Australijski tyłek- rzuciłam bez przywitania.
- Strasznie długa droga i odwołane loty- odpowiedział rozbawiony- Ale Ciebie także miło jest usłyszeć
- Daruj sobie. Co robiłeś przez te siedem dni, w ciągu których się nie odezwałeś?
- Szukałem telefonu i pomagałem w domowych obowiązkach- odpowiedział automatycznie
- Jasne. Przejdź do rzeczy. Piosenka się podobała?- zapytałam, czując rosnącą ekscytację
- No więc... piosenka została pozytywnie przyjęta przez chłopaków jak i Management..
- Iii?- ponaglałam go
- Jezu, przeżywasz gorzej niż mój pies kiedy dostanie orgazmu- zażartował a aja poczułam zdegustowanie
- Nie chcę wiedzieć skąd to wiesz- oznajmiłam- Więc jak?
- Nagrywamy ją w LA po Nowym Roku- westchnął, a w jego głosie zabrzmiało zmęczenie.
- Tak! Tak! Tak! Świetna wiadomość- zaczęłam piszczeć
- Cieszy mnie to, że się cieszysz- zaśmiał się blondyn
- Ale czekaj... skoro u mnie jest środek południa, to u ciebie jest środek nocy?- zapytałam
- Dokładniej to 4:27- przytaknął
- O mój Boże! Luke mogłeś poczekać z tym te trzy godziny- westchnęłam
- Co za różnica i tak nie mogę spać- mogłam sobie tylko wyobrazić jak wzrusza ramionami
- A to niby czemu? - zdziwiłam się
- Może to przez ten pieprzony Jetlag a może za tobą tęsknie- oznajmił. Tak moja mina wygląda jakbym w buzi miała podkowę
- Awww Lukey, czasami bywasz uroczy. Ja też za tobą tęsknię- poinformowałam, wdrapując się na parapet i wlepiając wzrok w szybę.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?
- Czy ty uważasz, że jestem niezdolna do jakichkolwiek uczuć?- prychnęłam ale nadal się uśmiechałam

Luke's P.O.V.

- Aww Lukey, czasami bywasz uroczy. Ja też za tobą tęsknie- ciepło jakie rozpłynęło się po moim ciele, było trudne do opisania. Uśmiechałem się do ściany jak upośledzony
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?- zapytałem, chcąc się upewnić
- Czy ty uważasz, że jestem niezdolna do jakichkolwiek uczuć?- prychnięcie jakie wypuściła ze swoich ust, było tak wyraźne, że można by uznać, że dziewczyna stoi tuż obok mnie
- Ty to powiedziałaś- ostrzegłem. Przekręciłem się na bok i wlepiłem wzrok w całkowicie ciemne niebo widoczne za oknem. Głos Nadine, sprawiał że mógłbym jej słuchać niemal tyle samo, co dźwięków mojej gitary- Więc, jak się ma przyszła pisarka?
- Pff wolę robić coś pożytecznego w życiu niż pisać teksty piosenki żałosnym zespolikom- zażartowała- A tak na poważnie, to bardzo mi się nudzi i kompletnie nie mam pojęcia co będę robić a u ciebie? Gwiazdko rock'a, słuchająca Emeli Sande?
- Przez ile jeszcze będziesz mi to wypominać?- rzuciłem z pretensją. Perlisty śmiech brunetki rozległ się w słuchawce
- Coś koło 50 lat
- Więc, jeżeli przestałaś się ze mnie wyśmiewać i nadal jesteś ciekawa jak mi minął tydzień...
- No mów mów. Umieram z ciekawości
- Więc jak już mówiłem, szukałem telefonu, który okazał się leżeć pod fotelem i pomagałem mamie w malowaniu, więc w sumie szału nie ma, staniki nie latają
- Stanowczo zbyt długo przebywałeś z Malison
- Tiaaa, nie powiedziałbym. Często ze sobą gadają?
- Gadać to nie wiem ale na pewno non stop piszą. Kiedy bym nie spotkała Al, ta zawsze w ręku ma komórkę
- To zupełnie jak u Clifford'a. Jak myślisz ile im się zejdzie?
- Zejdzie co?- zapytałam zdziwiona
- No... zejście się- podrapałem się po skroni
- Nie wiem czy to wypali. Związki na odległość nie kończą się dobrze- westchnęła
- Czemu tak sądzisz?
- Bo przez te częste nie widywanie się, uczucie zamiera i niewielu osobom udaje się je utrzymać. Dajmy na przykład Liam'a Payne'a oraz Danielle Peazer. Byli razem przez 2 lata a przez częste widywanie się nawet ich uczucie wygasło. A Alison tego nie wytrzyma, robi siebie na twardą ale w środku cierpi.
- Zawsze jesteś tak pesymistycznie nastawiona do świata?
- Jestem realistką, Luke. Nie mam powodów by bujać głową w chmurach- normalnie widziałem przed oczami jak wywraca oczami.
- No dobra, koniec tego tematu. Jakieś plany na twoje urodziny?
- No następny! Dzisiaj pokłóciłam się o to z Alison
- Jak zwykle w gorącej wodzie kąpana. Więc zakładam, że żadnych?
- Tak zgadłeś. Nawet nie mam ochoty na jakiekolwiek świętowanie- nagle do jej głosy wdało się zmęczenie. Nie nie zmęczenie z powodu wyczerpania ale zmęczenie życiem, problemami
- Ej! Siedemnaste urodziny ma się tylko raz w życiu
- Podobnie jak każde inne- wtrąciła
- Ty na prawdę jesteś pesymistką- skomentowałem po czym ziewnąłem.
- Dobra idź spać. Ale odzywaj się częściej- pożegnała się i urwała połączenie. Westchnąłem przekręcając się na plecy. Niesamowite co ta dziewczyna ze mną wyprawia. Z uśmiechem na ustach zasnąłem

Nadine's P.O.V.

Skończyliśmy gadać dopiero 15 minut temu a ja już czuje niedosyt. Podniosłam się z łóżka i podrapałam się po czole, myśląc co teraz mogłabym robić. Rozległo się pukanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Carolyn z pudełkiem lodów w ręku
- Może mały maraton z Pretty Little Liars?- zaproponowała. Na moje usta wkradł się uśmiech
*
Rozłożyłyśmy kanapę w salonie i zrobiłyśmy sobie z niej legowisko. Care włączyła laptopa podczas, gdy ja powysypywałam do misek, popcorn, chipsy i czekoladowe draże. Wróciłam do salonu dokładnie w tym momencie, gdy Carolyn włączyła serial.  Zajęłam miejsce obok niej i wtuliłam się w okrągłą poduszkę, wlepiając wzrok w ekran. Carolyn posłała mi ostatnie spojrzenie po czym również przeniosła wzrok na laptop.
----------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak więc, udało mi się jeszcze coś wyskrobać przed wyjazdem. Mam nadzieję, że się wam podoba:)
ENJOY XX